niedziela, 30 sierpnia 2020

Recenzja Necrocarnation "Fragments of Dark Eternity"


Necrocarnation
"Fragments of Dark Eternity"
Fallen Temple 2020

Nie wiem jak wam, ale mi Argentyna kojarzy się do dziś głównie z finałami piłkarskich mistrzostw świata oraz boskim Diego, którego kariera okryła się z czasem kokainowym smrodkiem. Czymże jednak jest ten lekko nieprzyjemny zapaszek z odorem, który na swojej nowej, nagranej po trzynastoletniej przerwie EP-ce serwują jego rodacy z Necrocarnation. Muzyka duetu wywodzącego się z Buenos Aires jest niczym oddech gównianego demona. Obrzydliwy i odrażający death/black metal bijący z zawartych na "Fragments of Dark Eternity" utworów to czystej maści plugastwo i obrzydlistwo. Necrocarnation poruszają się w raczej wolniejszym tempie waląc w łeb topornymi akordami niczym stu kilowym młotem i rzygając bardzo niskim, nieco podrasowanym wokalem. Panowie nie spieszą się z zadawaniem ciosów, często uderzając w struny wręcz w doomowym stylu, kojarzącym się z lekka ze sceną brytyjską z okolic Halifaxu, lecz w uproszczonym, bardziej obskurnym wydaniu. Z drugiej strony czuć tu także inspiracje amerykańskim black metalem spod znaku wczesnego Havohej czy Profanatica. Ta muzyka tętni staroszkolną szczerością a jednocześnie czai się w niej coś złowrogiego i tajemniczego. Odczucie niepokoju potęgowane jest jeszcze bardziej przez przewijające się w utworach mroczne introdukcje. Słuchając tej EP-ki mam wrażenie, jakbym właśnie odpalił jakąś starą kasetę demo z lat dziewięćdziesiątych, nie tylko z powodu samej muzyki ale także brzmienia, w które została ubrana – brzmienia wnętrza śmierdzącego trupem grobowca. I tylko szkoda, że ten materiał jest tak krótki, bo gdy "Fragments of Dark Eternity" dobiega końca, pozostaje wielki niedosyt. Mam nadzieję, że panowie się ogarną i na następne nagrania nie trzeba będzie czekać znów ponad dziesięć lat. Czego sobie i wam życzę.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz