Saitma
„Blizzard Tapes”
Fluttering
Dragon Rec. / Thundra Rec. 2024
No proszę, oto mamy dwie niespodzianki za jednym
podejściem. Pierwsza to powrót do życia Fluttering Dragon Records, wytwórni,
która, jeśli niektórzy pamiętają, wydała na przełomie millenium kilka zacnych
pozycji z gatunku dark ambient / industrial / experimental. Najwyraźniej
Przemkowi znów się zachciało, bo oto listonosz przyniósł przed chwilą kilka
nowości sygnowanych logiem rzeczonego labelu. Natomiast niespodzianka numer dwa
to Saitma, a konkretnie gatunek muzyczny, który panowie reprezentują, w
odniesieniu do profilu wydawcy. Otóż jest to, panie i panowie, w chuj surowy
black metal. O samym zespole wiadomo niewiele. Na tyle niewiele, że nawet na
Metal Archives nie uświadczymy uzupełnionej dyskografii. Wiadomo jedynie, że
panowie pochodzą z Finlandii i jest ich czterech. No dobra, ale to nie jest
sprawą najważniejszą, więc przejdźmy do muzyki. Jak już wspomniałem, „Blizzard
Tapes” to surowy black metal. Bardzo silnie nawiązujący do wczesnych lat
dziewięćdziesiątych i najważniejszych przedstawicieli gatunku ze sceny
skandynawskiej. Wydawnictwo to zawiera trzy demówki zespołu, wszystkie
zatytułowane po prostu „Blizzard Tapes”, z tym że odpowiednio „2021 / 2022 i
2023”. Odkrywczości w tej muzyce dokładnie tyle, co śladów klawiszy czy
kobiecych wokali, czyli zero, nul, ni chuja. Kompozycje Finów to najczęściej
szybki, silnie przemieszany punkowym sznytem, koncentrat tego, co czyniło black
metal gatunkiem odpychającym i antytrendowym, oczywiście w chwili jego
narodzin, bo wiadomo co się działo później. Harmonie nie są tutaj zbyt
skomplikowane, ot kilka chwytów i ostra jazda do przodu. Wali z tej muzyki
piwnicznym chłodem i Szatanem, i to w bardzo bezceremonialny sposób. Jak już
wspominam o piwnicy, to nadmienić wypada, że brzmienie tych demówek swój
rodowód ma zapewne w tymże pomieszczeniu, i nie zdziwiłbym się, gdyby piosenki
Saitma zarejestrowane zostały na setkę. Bo przy tak prostych aranżach, nawet
ewentualne potknięcia jedynie dodałyby im dodatkowej surowizny. Jednocześnie,
żebym nie został źle zrozumiany. Na „Blizzard Tapes” obecna jest też melodia, i
to dość wyraźna, chwilami nawet mocno wpadająca w ucho, można powiedzieć, że w
typowym „perkele – stylu”. Są tutaj też momenty, zwłaszcza te mocniej punkowe,
które mogą kojarzyć się z twórczością GG Allina, zwłaszcza pod względem
rytmicznym. W temacie wokali żadnych eksperymentów nie uświadczycie. Jest
chropowaty wrzask, bez zabawy w czyste zaśpiewy czy zabawy w modulację głosu
(przynajmniej nie nadmierną). Biorąc to wszystko do kupy, otrzymujemy około
czterdziestu minut muzyki, która na półce każdego maniaka rdzennego drugofalowego
black metalu znaleźć się powinna. Nawet, a może tym bardziej, że do nurtu nic
nowego nie wnosi, za to efektywnie go melioruje. Ode mnie pełna rekomendacja.
-
jesusatan