wtorek, 12 listopada 2024

Recenzja Blasphemous “To Lay Siege and Conquer”

 

Blasphemous

“To Lay Siege and Conquer”

Adirondack Black Mass 2024

Jeśli kolesie pochodzą ze Stanów i nazywają się Blasphemous, to czego byście, tak na chłopski rozum, po nich oczekiwali? Solidnego wpierdolu, nie? Z takim właśnie podejściem zabierałem się za czwarty album nieznanego mi dotychczas zespołu. I wiecie co? Żałuję, iż ów zespół nadal nie jest mi nieznany, bo to, co usłyszałem dalece odbiegło od moich ekspektacji. Już chuj, że pod względem muzycznym, bo Blasphemous ni chuja nie stali nawet obok zaflegmionego death czy black metalu. Hopaki tworzą melodyjny na potęgę, chwilami nawet wesoły death / black metal, który chwilami zalatuje nawet graniem z Goeteborga, pokroju In Flames. Żeby nie być gołosłownym, posłuchajcie uważnie riffu pod koniec „Son of the Forsaken”, albo tego w początkowej fazie „Spiritual Enslavement”. I na nic zda się tutaj wrzucanie agresywniejszych blastów. Zasypując gówno piaskiem nie zawsze da się ukryć jego smród. Wali tutaj na wskroś słodkością porównywalną do… No kiedyś byłem nad morzem, i tuż obok, pod namiotem, rozbiła się parka, która lubiła uprawiać figle. I którejś nocy panna wyszeptała chłopakowi, dość głośno, by pół pola namiotowego usłyszało, „kochaj mnie w pupe!”. To jest właśnie takie kurwa granie. Niby hardkorowe, ale jednak, kurwa, romantyczne. Ale względy muzyczne to jedno, nie każdy bowiem musi lubić w tą czy tamtą dziurę. Kwestia druga, to umiejętności i pomysłowość. No ja was błagam… Niech i sobie chłopaki grają te swoje przaśne melodie, ale w ich wykonaniu są one tak wtórne, powtarzalne, po prostu, kurwa, nudne, że po dwóch kawałkach już chce się do wyjścia! Ktoś mógłby powiedzieć, że ta muzyka ma w sobie jednak jakąś wściekłość. Tak, tylko że ten „ktoś” musiałby być totalnym żółtodziobem, zgłębiającym meandry gatunku od przedwczoraj. Cała ta płyta to takie udawanie ostrego grania, jednak z wielkim uśmieszkiem w rodzaju „zapraszamy młodzież” na ustach. Pomalowane to w wojenne barwy, ale jakoś zniechęcająco ugrzecznione. Staram się znaleźć w tych piosenkach choćby momenty, które mógłbym pochwalić, ale ich, kurwa, nie znajduję. Muzyka Blasphemous jest byle jaka, co najwyżej przeciętna, nie warta nawet chwili uwagi. I nie ratuje tego albumu przyzwoite brzmienie, solidny blackmetalowy wokal czy cokolwiek innego. Słuchanie tych utworów to strata czasu, bo nie ma tu żadnego pomysłu na granie. Jak was kusi, to sprawdźcie sobie choćby tego pełnego zapchajdziury „Curse of the Witchrist”. Przecież tu każdy riff to jakaś śmieszność na poziomie podstawówki. Nie mam siły, idę do lodówki po piwo. Może ono pozwoli mi zapomnieć o tej pomyłce. Dajcie se z tym zespołem spokój. Nie jest wart funta kłaków.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz