Blasphemous
“To Lay Siege and Conquer”
Adirondack Black Mass 2024
Jeśli kolesie pochodzą ze Stanów i nazywają się Blasphemous,
to czego byście, tak na chłopski rozum, po nich oczekiwali? Solidnego wpierdolu,
nie? Z takim właśnie podejściem zabierałem się za czwarty album nieznanego mi
dotychczas zespołu. I wiecie co? Żałuję, iż ów zespół nadal nie jest mi
nieznany, bo to, co usłyszałem dalece odbiegło od moich ekspektacji. Już chuj,
że pod względem muzycznym, bo Blasphemous ni chuja nie stali nawet obok
zaflegmionego death czy black metalu. Hopaki tworzą melodyjny na potęgę,
chwilami nawet wesoły death / black metal, który chwilami zalatuje nawet
graniem z Goeteborga, pokroju In Flames. Żeby nie być gołosłownym, posłuchajcie
uważnie riffu pod koniec „Son of the Forsaken”, albo tego w początkowej fazie
„Spiritual Enslavement”. I na nic zda się tutaj wrzucanie agresywniejszych
blastów. Zasypując gówno piaskiem nie zawsze da się ukryć jego smród. Wali
tutaj na wskroś słodkością porównywalną do… No kiedyś byłem nad morzem, i tuż
obok, pod namiotem, rozbiła się parka, która lubiła uprawiać figle. I którejś
nocy panna wyszeptała chłopakowi, dość głośno, by pół pola namiotowego usłyszało,
„kochaj mnie w pupe!”. To jest właśnie takie kurwa granie. Niby hardkorowe, ale
jednak, kurwa, romantyczne. Ale względy muzyczne to jedno, nie każdy bowiem
musi lubić w tą czy tamtą dziurę. Kwestia druga, to umiejętności i pomysłowość.
No ja was błagam… Niech i sobie chłopaki grają te swoje przaśne melodie, ale w
ich wykonaniu są one tak wtórne, powtarzalne, po prostu, kurwa, nudne, że po
dwóch kawałkach już chce się do wyjścia! Ktoś mógłby powiedzieć, że ta muzyka
ma w sobie jednak jakąś wściekłość. Tak, tylko że ten „ktoś” musiałby być
totalnym żółtodziobem, zgłębiającym meandry gatunku od przedwczoraj. Cała ta
płyta to takie udawanie ostrego grania, jednak z wielkim uśmieszkiem w rodzaju
„zapraszamy młodzież” na ustach. Pomalowane to w wojenne barwy, ale jakoś
zniechęcająco ugrzecznione. Staram się znaleźć w tych piosenkach choćby
momenty, które mógłbym pochwalić, ale ich, kurwa, nie znajduję. Muzyka
Blasphemous jest byle jaka, co najwyżej przeciętna, nie warta nawet chwili
uwagi. I nie ratuje tego albumu przyzwoite brzmienie, solidny blackmetalowy
wokal czy cokolwiek innego. Słuchanie tych utworów to strata czasu, bo nie ma
tu żadnego pomysłu na granie. Jak was kusi, to sprawdźcie sobie choćby tego
pełnego zapchajdziury „Curse of the Witchrist”. Przecież tu każdy riff to jakaś
śmieszność na poziomie podstawówki. Nie mam siły, idę do lodówki po piwo. Może
ono pozwoli mi zapomnieć o tej pomyłce. Dajcie se z tym zespołem spokój. Nie
jest wart funta kłaków.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz