Thaw
„Falling Backwards”
Agonia Rec. 2024
Trochę nam przyszło poczekać na kolejny album Thaw.
O ile wcześniej chłopaki dość regularnie wypuszczali w świat swoje kolejne
pomysły, tak tym razem zrobili sobie dłuższą, bo trwającą aż siedem lat przerwę.
Z drugiej jednak strony, biorąc pod uwagę nawał obowiązków związanych z
zespołami w których muzycy się udzielają, żeby wspomnieć jedynie o Mentor,
Furia, Gruzja czy debiutującym ostatnio Untervoid, dziwić się nie ma czemu. A
poza tym zawsze powtarzam, że lepiej chwile odczekać, niż zacząć zżerać własny
ogon. Choć to akurat Thaw chyba nigdy nie groziło, gdyż muzycy wachlarz
inspiracji zawsze mieli szeroki, więc i o powtarzanie pomysłów w tym przypadku
trudno. „Falling Backwards” jest jednak albumem, który owe horyzonty nieco
zawęża. Albo nazwę to inaczej, kondensuje je do tych najbardziej istotnych. Te
trzydzieści pięć minut to mieszanka, której składniki są dość wyraziste i
wyczuwalne, a dodatków bardzo odległych od dania głównego jakby tu mniej. Nowy
krążek Thaw to idealna mieszanka black i sludge metalu, z niewielka domieszką
noise. Co ciekawe, chyba najistotniejszą rolę na nim odgrywa elektronika,
której wszędzie jest sporo. Zarówno we fragmentach totalnie dołujących, niemal
drone’owych, jak i tych nieco szybszych. Można śmiało powiedzieć, że to nie
gitary, a syntezatory królują w tych sześciu kompozycjach. Ponadto mocno
skomputeryzowane są wokale, bardzo często przesterowane na kształt tego, co
mogliśmy onegdaj usłyszeć na „Focus”, wiadomo jakiego zespołu. Co mnie jednak
cały czas najbardziej zadziwia, czasem wprawiając w osłupienie, to fakt, iż
mimo wcześniejszych doświadczeń z dotychczasowymi nagraniami zespołu, nie
jestem w stanie wyjść z podziwu z jaką lekkością Thaw bawi się formułą, własną
formułą, opartą niezaprzeczalnie na black metalu. Może i tym z gatunku post,
ale akurat w ich przypadku to żaden zarzut. Ileż na tym krążku jest
różnorodności, ile zmian tempa czy lawirowania między fragmentami agresywnymi a
hipnotyzującymi, wciągającymi swoim majestatem niczym czarna dziura, ile
momentów teoretycznie stojących w totalnej opozycji, a jednak pasujących do
siebie niczym puzzlowa układanka... Na „Falling Backwards” każdy dźwięk, każdy
najmniejszy szmer ma znaczenie. Thaw są niczym narkotyk. Ich twórczość u
każdego może wywołać inne odczucia, inne wizje, każdy może ją zrozumieć
inaczej. Potwierdza to jedynie nietuzinkowość tego muzycznego tworu, będącego
synonimem oryginalności nie tylko na scenie krajowej, ale w skali globalnej.
„Falling Backwards” to genialny materiał, nagrany przez wybitny zespół. I na
pewno kolejna płyta, do której będę często wracał, bo jest na niej co odkrywać
i jest się czym delektować. Warto było czekać aż siedem lat.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz