Tyrannic
„Tyrannic
Desolation”
Iron
Bonehead Productions 2024
Z
trzecim pełniakiem powrócił Tyrannic. Ci Australijczycy z uporem maniaka
kontynuują na nim swoje, nieco chaotyczne podejście do tworzenia black metalu.
Trójeczka tej kapeli nie zdziwi tych, którzy znają poprzednie jej produkcje.
Obcując z „Tyrannic Desolation” w dalszym ciągu mamy do czynienia ze zlepkiem
kilku sposobów na czarcią muzykę. Te na pierwszy rzut ucha prowokacyjnie i niby
przypadkowo połączone ze sobą ujęcia, mogą być irytujące i odstręczające. Co za
tym idzie aranżacje Tyrannic można lubić lub nie, bo nie da się ukryć, że
momentami koncept poszczególnych numerów stylistycznie Australijczykom zupełnie
się rozjeżdża. Nie do końca też go rozumiem, ponieważ bardziej awangardowe
kostkowanie oraz niekiedy, jakby cierpiące na brak pomysłu tremolo, które
obdarzone infantylną melodią płynie w niewiadomym kierunku, totalnie nie
spinają się z tymi całkiem rasowymi akordami, a te doskonale tej brygadzie
wychodzą. Nie do podrobienia są przecież te mizantropijne i mroczne riffy
zaczerpnięte od protoplastów norweskiego uderzenia z początku lat
dziewięćdziesiątych. Idealnie poprowadzone i sunące w rytualnym tonie gitary na
podobę szwajcarskich produkcji z tego samego okresu, ociekają mistycyzmem i wprowadzają
ceremonialną atmosferę. No i wreszcie takty, będące wyrafinowaną syntezą doom,
death i thrash metalu, które posiadają charakterystyczny dla najlepszych i tych
najstarszych poczynań Tom’a G. Warrior’a groove, swą prostotą i brzmieniem
zabierają słuchacza do najbardziej ciemnych i wilgotnych piwnic, gdzie obecność
diabła jest wręcz namacalna. Tylko muzycy Tyrannic chyba wiedzą, dlaczego w te
klasyczne tekstury wpuszczają oni przypadkowe, trochę na siłę pokombinowane i
chwilami do bólu wtórne rozwiązania. Rozumiem chęć udowodnienia, że oprócz
zamiłowania do black metalu posiadają także szerokie horyzonty, ale w tym
przypadku nie tędy droga, gdyż totalnie im się to nie spina. Gdyby tylko
zdecydowali się na jeden, konkretny kierunek bądź inteligentną fuzję trzech
wcześniej wspomnianych, byliby wielcy. Tymczasem są groteskowi, ale to ich
wybór. Sprawdźcie jednak, ponieważ te fundamentalne akordy w ich wykonaniu są
naprawdę świetne, podobnie jest zresztą z wokalami. Szkoda, że niepotrzebnie
komplikują.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz