BECERUS
„Troglodyte”
Everlasting Spew Records (2024)
No nie
ma Tito, włodarz włoskiej Everlating Spew Records ręki do brutalnego death
metalu. Włoskie trio Becerus debiutowało trzy lata temu albumem „Homo Homini
Brutus” właśnie od banderą krajowej wytwórni, ale już wtedy zespół ten wydawał
mi się jednym z mniej interesujących bandów
w katalogu tego labelu. Teraz mamy okazję przekonać się czy za sprawą
„Troglodyte” coś się zmieniło w tej materii. Bliższe obcowanie z nowym wypustem
Włochów wyraźnie skazuje, że grupą docelową odbiorców niniejszego wydawnictwa
powinni być fani wczesnych dokonań Broken Hope, a dokładniej ich pierwszych
dwóch płyt. Krótkie, zwarte kawałki, nieustanna, niespecjalnie urozmaicona,
trochę pozbawiona dynamiki, płasko brzmiąca rąbanka i bulgoczący wokal to
trademark tego typu grania. I Becerus dokładnie to robi i oferuje. To
deathmetalowe morze jednostajności przeplatane jest sporadycznie całkiem
błyskotliwymi solówkami, mogącymi budzić skojarzenia z Monstrosity, Brutality
czy późniejszymi dokonaniami Broken Hope i jest to najjaśniejszy element
„Troglodyte”. Pojawiające się tu i ówdzie niezłe riffy giną w morzu
niespecjalnie wciągających kompozycji, w których moim zdaniem niewiele się
dzieje. Nie ma tu deathmetalowego mięsa, nie ma ciężaru, a produkcja płyty jest
zbyt sterylna, płaska, poniekąd plastikowa. Czarę goryczy przelewa wszędobylski
wokal, którego jest tu zdecydowanie za dużo i jeszcze bardziej zabija
potencjale atuty tego albumu. Tutaj nie ma się co produkować – w moim odczuciu
ten materiał jest słaby i zupełnie zbyteczny. Nie znalazłem tutaj absolutnie
żadnych argumentów, żebym mógł polecić „Troglodyte” komukolwiek. Tutaj, żadne
gdybanie nie pomoże, bo niemal wszystko musiałoby tu być inne, żeby niosło za
sobą jakąś muzyczną wartość.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz