Kaivs
„After
The Flesh”
Brutal
Records 2024
Kaivs
ma bardzo krótką historię, ponieważ powstali zaledwie dwa lata temu we Włoszech
i jak dotąd mogli się poszczycić jedynie epką. Osiemnastego października ukazał
się w końcu ich debiut, którym mogą się raczyć fani metalu śmierci na modłę
szwedzką. Mając na uwadze brzmienie gitar i sekcji rytmicznej nie da się
uniknąć porównań z tym charakterystycznym death metalem, który pojawił się na
północy Europy na początku lat dziewięćdziesiątych. Kaivs w tej kwestii poszedł
jednak trochę dalej i obniżył strojenie gitar tak aby zapiaszczoną ich barwę
zamienić na płynny ołów, który podczas słuchania wypiera powietrze,
wprowadzając dość duszną atmosferę. Pomaga w tym tempo tych ośmiu kompozycji,
które jest w głównej mierze średnie tudzież wolne i tylko śladowo przyspiesza
do ślimaczego truchtu. W muzyce tej czwórki Rzymian nie uświadczymy żadnych
blastbeatów, zmyślnych zagrywek czy też wirtuozerskich solówek. Kawałki
zamieszczone na „After The Flesh” składają się z prostych riffów, które w
siermiężnym stylu przygniatają do podłogi lub powoli, lecz z uporem maniaka
sączą toksyczną substancję do krwi, powodując rozkład tkanek. Te ciężkie i
niezawiłe akordy, zagęszczone do granic przez bulgoczący bas i miarowo bijące
beczki, tworzą klasyczny death metal, w którym nie ma miejsca na techniczne
popisy i mroczną „obecność”, bo króluje tutaj wyłącznie kostucha. Jej usta
przez które wypuszcza morowy luft to Kaivs, który nie sili się na umizgi tylko
służąc kosie szerzy smród i zgniliznę. Odstręczająca i niewyszukana muza,
niosąca przygnębiający klimat oraz przypominająca jakie usposobienie miał death
metal u swojego zarania. Pozbawiony smaczków i szalonych galopad, wygenerowany
za pomocą rytmicznych i przysadzistych riffów, a także obdarzony oryginalnymi
wokalami Max’a Foam’a, które może nie imponują głębokim growlem, ale doskonale
wpisują się w upiorną i wilgotną warstwę dźwiękową „After The Flesh”. Szwedzki
death metal po włosku, czyli jak zbrutalizować Entombed na całego. Nie wnosząca
nic nowego, mogąca przy pierwszym odsłuchu wydawać się nudną (ale tak nie jest)
i gloryfikująca fundamentalne podejście do grania tego gatunku produkcja. Nie
muszę czekać do pierwszego listopada, bo już widzę te wszystkie groby.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz