Sickrecy / Barren
„Sickrecy / Barren”
Selfmadegod Rec. 2024
Debiutancki album szwedzkiego Sickrecy rozpierdolił
mnie w drobny mak. Dwa lata temu, obok Kill Division, był to dla mnie najlepszy
grindowy materiał, jaki się w tamtym roku ukazał. Jakiś czas temu, dzięki
naszemu flagowemu wydawcy podobnych wpierdoli, ukazał się split rzeczonego
bandu z bliżej mi dotychczas nieznanym Barren. Oczywiście nietrudno się
domyśleć, że wydawnictwo to niesie ze sobą jedynie dźwięki ekstremalne.
Pierwsze sześć strzałów należy do wspomnianych Szwedów. Jest to bezpośrednia
kontynuacja tego, co na „Salvation Through Tyranny” kąsało najmocniej. Czystej
maści nakurw, pełen wyśmienitych riffów, melodii na najwyższych obrotach i
tryskającej niemal fizycznie pianie z pyska. Gitarzyści mielą tutaj po strunach
w bardzo Harrisowym stylu, przeplatając wściekłość zagrywkami mocno wpadającymi
w ucho, ekstremalne szybkości łącząc z chwytliwymi akordami, bynajmniej nie
spuszczając z tonu ani na sekundę. Tym tryskającym agresją harmoniom wtórują
nie mniej wkurwione, napakowane oktanami wokale, przez co cały czas mamy
wrażenie, jakby ktoś nas napierdalał po mordzie i bynajmniej nie miał zamiaru
zaprzestać. I chuj z tym, że w osiemdziesięciu procentach brzmi to jak
wspomniany Napalm Death, chwilami wręcz jak kalka, skoro te dwadzieścia procent
wkładu własnego (mam na myśli głównie melodie) sprawia, że muzyka Sickrecy na
chwile obecną, moim zdaniem, kasuje współczesne dokonania Brytyjczyków w pizdu.
Dla mnie, na dzień dzisiejszy, mało kto w ten łomot umi lepij. Kolejny kwadrans
splitu to Barren. W sumie zdziwiłbym się, gdyby zespół ten nie pasował idealnie
do zestawu. Chłopaki co prawda brzmią o kilka tonów niżej, co dodaje im
deathmetalowego ciężaru, ale nakurwiają nie mniej wściekle. Wystarczy
nadmienić, że żaden z ich numerów nie trwa dłużej niż dwie minuty. Z tym, że w
odróżnieniu od Sickrecy, nie jadą cały czas na pełnej. Chwilami ostro zaciągają
hamulec ręczny, jak choćby w „Berserker”, gdzie prędkość spada niemal do zera,
a kolesie gniotą słuchaczom jaja wyciskarką do czosnku. Zresztą takich wahań
tempa mamy tutaj więcej, a przeplatanka szybkiego riffowania z niemal doomowymi
ciężarami jest poniekąd znakiem firmowym Barren. Żeby wszystko się zgadzało,
wokale także mamy w dwóch odcieniach. Poza odokrężnicowym wyrzygiem usłyszymy
także charkot krzyczany, a obie te tonacje toczą naprawdę intensywne dialogi.
Cały split trwa niecałe pół godziny, ale ta krótka chwila, w towarzystwie
Sickrecy i Barren zdająca się dosłownie sekundą, robi we łbie takie
zamieszanie, że zapominam, którą dziurą się sra. Wspominałem o tym już w
niedawnej recenzji Ass To Mouth, ale się powtórzę. Kocham grind w którym są
riffy, melodia i groove, a nie tylko bezmyślny napierdol. Ten split moje wymogi
spełnia w stu procentach. Fantastyczna rzecz!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz