sobota, 9 listopada 2024

Recenzja Sickrecy / Barren „Sickrecy / Barren”

 

Sickrecy / Barren

„Sickrecy / Barren”

Selfmadegod Rec. 2024

Debiutancki album szwedzkiego Sickrecy rozpierdolił mnie w drobny mak. Dwa lata temu, obok Kill Division, był to dla mnie najlepszy grindowy materiał, jaki się w tamtym roku ukazał. Jakiś czas temu, dzięki naszemu flagowemu wydawcy podobnych wpierdoli, ukazał się split rzeczonego bandu z bliżej mi dotychczas nieznanym Barren. Oczywiście nietrudno się domyśleć, że wydawnictwo to niesie ze sobą jedynie dźwięki ekstremalne. Pierwsze sześć strzałów należy do wspomnianych Szwedów. Jest to bezpośrednia kontynuacja tego, co na „Salvation Through Tyranny” kąsało najmocniej. Czystej maści nakurw, pełen wyśmienitych riffów, melodii na najwyższych obrotach i tryskającej niemal fizycznie pianie z pyska. Gitarzyści mielą tutaj po strunach w bardzo Harrisowym stylu, przeplatając wściekłość zagrywkami mocno wpadającymi w ucho, ekstremalne szybkości łącząc z chwytliwymi akordami, bynajmniej nie spuszczając z tonu ani na sekundę. Tym tryskającym agresją harmoniom wtórują nie mniej wkurwione, napakowane oktanami wokale, przez co cały czas mamy wrażenie, jakby ktoś nas napierdalał po mordzie i bynajmniej nie miał zamiaru zaprzestać. I chuj z tym, że w osiemdziesięciu procentach brzmi to jak wspomniany Napalm Death, chwilami wręcz jak kalka, skoro te dwadzieścia procent wkładu własnego (mam na myśli głównie melodie) sprawia, że muzyka Sickrecy na chwile obecną, moim zdaniem, kasuje współczesne dokonania Brytyjczyków w pizdu. Dla mnie, na dzień dzisiejszy, mało kto w ten łomot umi lepij. Kolejny kwadrans splitu to Barren. W sumie zdziwiłbym się, gdyby zespół ten nie pasował idealnie do zestawu. Chłopaki co prawda brzmią o kilka tonów niżej, co dodaje im deathmetalowego ciężaru, ale nakurwiają nie mniej wściekle. Wystarczy nadmienić, że żaden z ich numerów nie trwa dłużej niż dwie minuty. Z tym, że w odróżnieniu od Sickrecy, nie jadą cały czas na pełnej. Chwilami ostro zaciągają hamulec ręczny, jak choćby w „Berserker”, gdzie prędkość spada niemal do zera, a kolesie gniotą słuchaczom jaja wyciskarką do czosnku. Zresztą takich wahań tempa mamy tutaj więcej, a przeplatanka szybkiego riffowania z niemal doomowymi ciężarami jest poniekąd znakiem firmowym Barren. Żeby wszystko się zgadzało, wokale także mamy w dwóch odcieniach. Poza odokrężnicowym wyrzygiem usłyszymy także charkot krzyczany, a obie te tonacje toczą naprawdę intensywne dialogi. Cały split trwa niecałe pół godziny, ale ta krótka chwila, w towarzystwie Sickrecy i Barren zdająca się dosłownie sekundą, robi we łbie takie zamieszanie, że zapominam, którą dziurą się sra. Wspominałem o tym już w niedawnej recenzji Ass To Mouth, ale się powtórzę. Kocham grind w którym są riffy, melodia i groove, a nie tylko bezmyślny napierdol. Ten split moje wymogi spełnia w stu procentach. Fantastyczna rzecz!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz