sobota, 30 listopada 2024

Recenzja Massacre „Necrolution”

 

Massacre

„Necrolution”

Agonia Records 2024

Nigdy nie byłem zwolennikiem tej kapeli i tak właściwie moja z nią przygoda skończyła się już po kilku przesłuchaniach jej debiutu „From Beyond”, który wtedy na tle innych kapel zza wielkiej wody i będącej już w małym rozkwicie sceny szwedzkiej, wypadał raczej blado. (shub niggurath, masz, kurwa, ode mnie żółtą kartkę! – jesusatan) Późniejszy zalew kolejnych tytułów oraz wybuchu „płomienia na północnym niebie” skutecznie zatarł mi w pamięci istnienie tego zespołu… aż do teraz. Nie znając zupełnie ich produkcji spomiędzy „jedynki”, a „Necrolution” z lekką niechęcią zabrałem się za odsłuch tego piątego albumu Massacre. Moje oczekiwania nie były zbyt wygórowane i taką właśnie muzykę otrzymałem za pośrednictwem tych szesnastu kawałków, które tworzą płytę trochę przydługą jak na taki death metal z „wędzidłem w gębie”, który gra obecnie, a może zawsze, grał ten zespół. Pomimo, że jest to poprawna muza, w której przeważają średnie tempa i proste riffy, które swą charakterystyką nie potrafią specjalnie mnie do siebie przyciągnąć, to znalazłem w niej kilka jaśniejszych punktów. Powodują one, że wcale nie jest tutaj tak źle jakby mogło się przy pierwszym spotkaniu z „Necrolution” wydawać. Po kolejnej próbie przebrnięcia przez te trzynaście numerów plus trzy nikomu niepotrzebne interludia wyłowiłem kilka elementów, które zwracają uwagę (jak mi się wydaje) na koncept tego krążka. Panowie bowiem postawili na przekrojowość i zafundowali swoim fanom przejażdżkę przez różne rejony klasycznego metalu śmierci, który rozpoczął swój marsz w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Tak więc za pośrednictwem „Necrolution” dostajemy szereg nieco pozbawionych mocy szlagierów, które łączą w sobie wszystko co miał najlepszego do zaoferowania ciężki metal tamtych lat. W tych zachowawczych kawałkach przewalają się doomowe gniecenia, trochę mrocznych bujanek w stylu Hellhammer, gnieniegdzie usłyszeć można odrobinę punkowego sznytu na szwedzką modłę, ale co oczywiste przeważają typowe dla death metalu made in USA, proste akordy, które obdarzone chropowatym i lekko przybrudzonym brzmieniem dają trochę radochy, bo chwilami wkręcają się dość mocno, a mroczne melodie solówek wprowadzają upiorny klimat w starym duchu, przywołując wspomnienia. Ogólnie rzecz biorąc to całkiem nostalgiczna wyprawa w lata młodości szkoda tylko, że obdarta jest z mięsa i zagrana mechanicznie, co spłaszczyło wyraźnie ten materiał. Jednakże fani tradycyjnego death metalu i jego specyficznego kołysania będą zachwyceni, gdyż płyta ta to zbiór wszystkiego co już dobrze znane i lubiane. Nie miała szczęścia Massacre, a może po prostu popełniła falstart, wydając „From Beyond” dopiero w 1991 roku. Gdyby zaczęli wcześniej jak Possessed to zapewne ich historia potoczyłaby się inaczej.

shub niggurath




1 komentarz: