Massacre
„Necrolution”
Agonia Records 2024
Nigdy
nie byłem zwolennikiem tej kapeli i tak właściwie moja z nią przygoda skończyła
się już po kilku przesłuchaniach jej debiutu „From Beyond”, który wtedy na tle
innych kapel zza wielkiej wody i będącej już w małym rozkwicie sceny
szwedzkiej, wypadał raczej blado. (shub niggurath, masz, kurwa, ode mnie żółtą
kartkę! – jesusatan) Późniejszy zalew kolejnych tytułów oraz wybuchu „płomienia
na północnym niebie” skutecznie zatarł mi w pamięci istnienie tego zespołu… aż
do teraz. Nie znając zupełnie ich produkcji spomiędzy „jedynki”, a
„Necrolution” z lekką niechęcią zabrałem się za odsłuch tego piątego albumu
Massacre. Moje oczekiwania nie były zbyt wygórowane i taką właśnie muzykę
otrzymałem za pośrednictwem tych szesnastu kawałków, które tworzą płytę trochę
przydługą jak na taki death metal z „wędzidłem w gębie”, który gra obecnie, a
może zawsze, grał ten zespół. Pomimo, że jest to poprawna muza, w której
przeważają średnie tempa i proste riffy, które swą charakterystyką nie potrafią
specjalnie mnie do siebie przyciągnąć, to znalazłem w niej kilka jaśniejszych
punktów. Powodują one, że wcale nie jest tutaj tak źle jakby mogło się przy
pierwszym spotkaniu z „Necrolution” wydawać. Po kolejnej próbie przebrnięcia
przez te trzynaście numerów plus trzy nikomu niepotrzebne interludia wyłowiłem
kilka elementów, które zwracają uwagę (jak mi się wydaje) na koncept tego krążka.
Panowie bowiem postawili na przekrojowość i zafundowali swoim fanom przejażdżkę
przez różne rejony klasycznego metalu śmierci, który rozpoczął swój marsz w
drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Tak więc za pośrednictwem „Necrolution”
dostajemy szereg nieco pozbawionych mocy szlagierów, które łączą w sobie
wszystko co miał najlepszego do zaoferowania ciężki metal tamtych lat. W tych
zachowawczych kawałkach przewalają się doomowe gniecenia, trochę mrocznych
bujanek w stylu Hellhammer, gnieniegdzie usłyszeć można odrobinę punkowego
sznytu na szwedzką modłę, ale co oczywiste przeważają typowe dla death metalu
made in USA, proste akordy, które obdarzone chropowatym i lekko przybrudzonym
brzmieniem dają trochę radochy, bo chwilami wkręcają się dość mocno, a mroczne
melodie solówek wprowadzają upiorny klimat w starym duchu, przywołując
wspomnienia. Ogólnie rzecz biorąc to całkiem nostalgiczna wyprawa w lata
młodości szkoda tylko, że obdarta jest z mięsa i zagrana mechanicznie, co
spłaszczyło wyraźnie ten materiał. Jednakże fani tradycyjnego death metalu i
jego specyficznego kołysania będą zachwyceni, gdyż płyta ta to zbiór
wszystkiego co już dobrze znane i lubiane. Nie miała szczęścia Massacre, a może
po prostu popełniła falstart, wydając „From Beyond” dopiero w 1991 roku. Gdyby
zaczęli wcześniej jak Possessed to zapewne ich historia potoczyłaby się
inaczej.
shub
niggurath
Hi hi hi
OdpowiedzUsuń