Nasty
Savage
„Jeopardy
Room”
FHM Records 2024
Nasty
Savage to stara, amerykańska kapela, która powstała w 1983 roku. Rozpadała się
na przestrzeni swych dziejów ze trzy razy, ale po czasie znów wracała tak jak i
teraz, po dwudziestu latach prezentując światu swój piąty album. Kiedyś, dawno
temu już wpadli oni w moje łapy, lecz nie przypadli mi wtedy do gustu. Cieszę
się jednak, że dostałem ten materiał do przesłuchania, bo przynajmniej
dowiedziałem się z notki informacyjnej dołączonej do muzy, że mieli oni w
latach osiemdziesiątych ogromny wpływ na powstanie sceny death metalowej na
Florydzie, inspirując takie zespoły jak chociażby Death i Obituary. No nic,
panowie na „Jeopardy Room” grają nadal thrash metal w bardzo specyficznym
ujęciu, ponieważ tak jak przy okazji wcześniejszych płyt trąci on myszką.
Dzieje się tak za sprawą klasycznego sznytu, którym obdarzona jest muzyka Nasty
Savage, objawiającym się w specyficznych riffach, brzmieniu jak i manierze
wokalnej Nasty’ego Ronnie, które przywołują klimat lat siedemdziesiątych i
początku osiemdziesiątych. Poza tymi cechami thrash na najnowszym wydawnictwie
Amerykanów to nic odkrywczego, ale wypełnionego po brzegi biczującym
kostkowaniem, które miesza się ze sporą ilością progresywnych zagrywek i
przemyślanych solówek. Mknie to oczywiście w zmiennych tempach, fundując nawet
intensywną jazdę poprzez szereg technicznych wygibasów oraz wręcz śmierć
metalowych gnieceń, dzięki którym aranżacje są nieco dociążone i gęściejsze niż
zazwyczaj bywają w tym gatunku. Ogólnie rzecz biorąc to poprawna płyta, o
kąśliwym brzmieniu, zalatująca momentami Mercyful Fate i oprócz wirtuozerskich
popisów, niosąca również odrobinę power metalowej melodyki. Wiem, że się
narażę, ale według mnie nigdy ta brygada nie miała w sobie odpowiedniej
energii, aby przyciągnąć mnie do siebie, a charakterystyczne wokale, którymi
Nasty recytuje teksty i próbuje chwilami nieudolnie śpiewać, zupełnie nie
wpisują się w muzykę. Tak to odebrałem ponad trzydzieści lat temu i tak
odbieram dzisiaj. Odnoszę wrażenie, że „Jeopardy Room” to krążek tylko dla
entuzjastów Nasty Savage.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz