poniedziałek, 4 listopada 2024

Recenzja Nasty Savage „Jeopardy Room”

 

Nasty Savage

„Jeopardy Room”

FHM Records 2024

Nasty Savage to stara, amerykańska kapela, która powstała w 1983 roku. Rozpadała się na przestrzeni swych dziejów ze trzy razy, ale po czasie znów wracała tak jak i teraz, po dwudziestu latach prezentując światu swój piąty album. Kiedyś, dawno temu już wpadli oni w moje łapy, lecz nie przypadli mi wtedy do gustu. Cieszę się jednak, że dostałem ten materiał do przesłuchania, bo przynajmniej dowiedziałem się z notki informacyjnej dołączonej do muzy, że mieli oni w latach osiemdziesiątych ogromny wpływ na powstanie sceny death metalowej na Florydzie, inspirując takie zespoły jak chociażby Death i Obituary. No nic, panowie na „Jeopardy Room” grają nadal thrash metal w bardzo specyficznym ujęciu, ponieważ tak jak przy okazji wcześniejszych płyt trąci on myszką. Dzieje się tak za sprawą klasycznego sznytu, którym obdarzona jest muzyka Nasty Savage, objawiającym się w specyficznych riffach, brzmieniu jak i manierze wokalnej Nasty’ego Ronnie, które przywołują klimat lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych. Poza tymi cechami thrash na najnowszym wydawnictwie Amerykanów to nic odkrywczego, ale wypełnionego po brzegi biczującym kostkowaniem, które miesza się ze sporą ilością progresywnych zagrywek i przemyślanych solówek. Mknie to oczywiście w zmiennych tempach, fundując nawet intensywną jazdę poprzez szereg technicznych wygibasów oraz wręcz śmierć metalowych gnieceń, dzięki którym aranżacje są nieco dociążone i gęściejsze niż zazwyczaj bywają w tym gatunku. Ogólnie rzecz biorąc to poprawna płyta, o kąśliwym brzmieniu, zalatująca momentami Mercyful Fate i oprócz wirtuozerskich popisów, niosąca również odrobinę power metalowej melodyki. Wiem, że się narażę, ale według mnie nigdy ta brygada nie miała w sobie odpowiedniej energii, aby przyciągnąć mnie do siebie, a charakterystyczne wokale, którymi Nasty recytuje teksty i próbuje chwilami nieudolnie śpiewać, zupełnie nie wpisują się w muzykę. Tak to odebrałem ponad trzydzieści lat temu i tak odbieram dzisiaj. Odnoszę wrażenie, że „Jeopardy Room” to krążek tylko dla entuzjastów Nasty Savage.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz