środa, 6 listopada 2024

Recenzja Anialator „Death Is Calling”

 

Anialator

„Death Is Calling”

Xtreem Music 2024

Jak myślicie, ile można czekać na wydanie debiutu? Dwa lata? Pięć? Piętnaście? O Sadistic Intent nie będę nawet wspominał. Choć w zasadzie muszę, bo tak się akurat składa, że Anialator wystartowali dokładnie w tym samym czasie co ekipa braci Cortez. Co prawda po drodze mieli kilka przetasowań składu, batalie sądowe między członkami zespołu o prawa do nazwy i kilka przerw w działalności, ale w końcu doczekali się debiutanckiego krążka, pod banderą Xtreem Music. Czy warto było czekać tyle lat? Może dla muzyków tak, bo to na pewno jakaś satysfakcja. Ja nie czekałem, bo po prostu o istnieniu tej brygady nie miałem zielonego pojęcia. Ot, dostałem sobie „Death Is Coming”do odsłuchu, to sobie odsłuchałem, uzupełniając przy okazji wiedzę historyczną. Na zadanie wcześniej pytanie, z mojej strony odpowiedź brzmiała by… „Meh…”. Nie wiem, jak chłopaki (Tam, chłopaki… Stare dziady w sumie) rzeźbili na początku, ale ich nowy materiał to mocno przeciętny, geriatryczny thrash. Tak naprawdę brakuje w tej muzyce ikry, i tak samo jak w zapuszczonych DPS-ach unosi się zapach moczu i starych ludzi, tak w muzyce Anialator wyczuwalny jest ten przychodzący z wiekiem niedowład. Akordy są tutaj raczej proste i oklepane, tempo zazwyczaj balansuje gdzieś w rejonach bezpiecznych, co by nie dostać zadyszki, i tylko solówki są niewspółmiernie do całości technicznie rozwinięte. Harmonie w wykonaniu Amerykanów są dość mechaniczne, brak w nich pierdolnięcia i czegokolwiek, co przykułoby ucho na dłużej niż trzy sekundy. Równie bezbarwnie wypadają ścieżki wokalne, ograniczające się w zasadzie do monotonnego wrzasku, takiego trochę na siłę. Tak samo na siłę da się na „Death Is Coming” wyszukać kilka fragmentów, przy których można się pogibać albo potupać nóżką, ale jak na ponad trzydzieści minut owych momentów jest tu zdecydowanie zbyt mało. O produkcji nie będę się rozpisywał. Jest to solidnie brzmiący krążek, czepiać się w zasadzie nie ma czego. Ogólnie jednak muzyka ta wydaje mi się identycznie sztuczna, jak komputerowo zrobiona okładka ją zdobiąca. Może ktoś, kto sobie od lat niemal czterdziestu kibicował zespołowi, poczuje ulgę, że oto się doczekał. Jeśli jednak, podobnie jak ja, nie byliście świadomi istnienia Anialator, to możecie sobie te nagrania odpuścić, nic przy okazji nie tracąc. Dużo lepszego thrash metalu bowiem na scenie dziś nie brakuje.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz