czwartek, 28 listopada 2024

Recenzja Brüdny Skürwiel „Silesian Bastards”

 

Brüdny Skürwiel

„Silesian Bastards”

Old Temple 2024

No i się doczekaliśmy. Odkąd pamiętam, chłopaki z Niemytego zastrzegali się, że nie spieszy im się z nagrywaniem pełnometrażowego albumu, i nie wiadomo, czy takowy kiedykolwiek się ukaże. Faktycznie, zeszło im ponad dekadę, ale w końcu jest! Pół godziny będącej małą encyklopedią lat osiemdziesiątych / dziewięćdziesiątych jeśli chodzi o muzykę metalową. I słowa „metalową” używam z premedytacją, zresztą w podwójnym znaczeniu. Po pierwsze, bez żadnego przedrostka, gdyż zawartość „Silesian Bastards” nie jest nastawiona na jednolity kurs. Znajdziecie tutaj elementy heavy, thrash, speed, a nawet black metalu czy ewentualnie punka. Podstawa doboru poszczególnych składników jest jedna, banalna. Ma być w chuj brudno, prosto i do szpiku kości klasycznie. I wiąże się to z znaczeniem słowa „metal”, które miałem na drugim planie. Tak, kurwa, to jest po prostu metal. Nie skażony jakimkolwiek syntetycznym dodatkiem typu klawisz, akustyczna gitara, śpiewane wokale czy jakieś jebane drugie dno. Nie! Muzyka metalowa według pierwotnych założeń nie miała być przyjazna, przystępna czy miła dla ucha. I Brüdny Skürwiel jest esencją tego archaicznego dziś podejścia do tematu. Dziesięć numerów zamieszczonych na „Silesian Bastards” to taki patchwork wszystkiego, co w klasyce najlepsze. Zajebiste, tnące niczym brzytwa riffy, kojarzące się głównie ze szkołą niemiecką, choć momentami wędrujące za ocean (I bynajmniej nie będę się tu silił na wymienianie nazw, które zapewne stanowiły dla Brüdnego  inspiracje, bo jest ich zbyt wiele), fantastyczne, do bólu klasyczne solówki (żadne tam pitolenie), wkurwione, plujące w twarz bardzo bezpośrednimi tekstami wokale (uwielbiam „Kill the fucking Christ!”), i stukająca na poziomie podstawowym, często na d-beacie, perkusja. Kurwa, zero finezji, sto procent radochy dla każdego starego dziada, tudzież miłośnika lat dawno minionych. W tej muzyce czuć autentycznego wkurwa i szczerość przekazu. Ponadto, nie wiem dlaczego, ale wyczuwam na „Silesian Bastrads” także nutkę tego typowego południowoamerykańskiego sznytu. Może nie ze względu na czysto muzyczne podobieństwa, ale na ten buchający żywym płomieniem ogień, tą energię i bezkompromisowość. Wspomniałem wcześniej o punku. Brüdny Skürwiel przemyca do swojej muzyki tenże element na zasadzie podobnej do Nekrofilth. Schowany gdzieś tam w tle, nie do końca bezpośredni, jednak niezaprzeczalnie obecny. Ten album jest niczym nagrany specjalnie dla mnie, bowiem zawiera wszystko, co mi do szczęścia potrzebne. Zajebistą, starą, kompletnie nieodkrywczą muzykę, „prostackie” teksty, brzmienie na poziomie kanciapy i od cholery momentów przy których można sobie pomachał łapką („We Burn Your Cricifix” to prawdziwy szlagier!), tudzież dyńką. No i jeszcze ta okładka, oddająca w zasadzie wszystko. Debiut Brüdnego nie ma szans na miejsce w topie podsumowań bieżącego roku. Nie zostanie klasykiem czy kamieniem milowym. Możliwe, że za kilka miesięcy mało kto będzie o nim pamiętał. Myślicie, że chłopaki się tym przejmują? Ni chuja! Oni nadal będą robić swoje. A ja będę im wytrwale kibicował. Bo to MÓJ metal. Amen.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz