Witchcraft
/ Aske
"Dead
Christ Prayer"
Nuclear
War Now! 2020
Od
kilku dni słucham sobie dwóch nowiuśkich splitów z NWN! i oba
sprawiają mi ogromną frajdę. O materiale Antichrist i Goatsmegma
możecie przeczytać gdzieś obok, tutaj natomiast mamy kawałek
wosku okupowany przez dwie fińskie, nieznane mi dotąd, choć
działające już od jakiegoś czasu brygady. Strona A należy do
Witchcraft, hordy, która doczekała się już sześciu demówek i
kilku innych pomniejszych rzygów. Ich wkład w rzeczone wydawnictwo
to wysryw z samego dna piekieł. Finowie częstują nas bardzo
garażowym brzmieniem przypominającym bardziej materiał z próby
niż profesjonalnej sesji nagraniowej. Mamy tu bezlitosny death/black
metal, wściekle piłujące gitary i jednolicie rzygający wokal w
towarzystwie nieco zdezelowanej, rozklekotanej perkusji. Witchcraft
grają muzykę chamską i bezkompromisową. Tu się nie tańczy, tu
się chwali imię Jego i napierdala w święte obrazy czym popadnie. Za każdym razem
gdy słucham takiej bezlitosnej, wojennej napierdalawy zastanawiam
się, czy o tej muzyce można jeszcze napisać coś nowego. Otóż
nie! Bo ona z założenia opiera się czy wręcz kopiuje stare,
sprawdzone wzorce i wypisywanie o niej wymuszonych bredni byłoby
czystą obrazą. Śmierć, pożoga i nie ma zmartwychwstania! Pięć
strzałów i do domu! Po krótkim przerywniku w postaci introsa do
ataku rusza Aske. Szczerze mówiąc oczekiwałem kolejnego
nuklearnego grzyba, lecz ku mojemu zaskoczeniu Aske zaatakowali mnie
surowym black metalem, jak żywcem wyciągniętym z lat
dziweięćdziesiątych. Nic dziwnego, gdyż okazuje się, że zespół
datuje swoje początki w roku '91 i doczekał się grubo ponad
dziesięciu pomniejszych wydawnictw. Ich kompozycje charakteryzują
bzyczące gitary wyśpiewujące swoje minimalistyczne melodie w
towarzystwie dudniących jednostajnie, niczym na "Transilvanian
Hunger" garów i cykających talerzy a nieco cofnięty wokal
sprawia, że na szybach naszego pokoju pojawia się szron. Melodie w
wykonaniu Finów może i są banalne, lecz w tym cały ich urok,
budzący sentyment i przypominający czasy, gdy srało się w gacie
przy dźwiękach "Aske", ale tego Grishnackhowego. Zresztą
sama nazwa zespołu nie wzięła się raczej znikąd, bo echa Burzum
dość głęboko odbijają się w twórczości zespołu. No cóż, ten
split to tylko dwadzieścia pięć minut, niby mała rzecz a cieszy.
Zatem – słuchać i kupować, nie wybrzydzać, bo to dobra rzecz.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz