sobota, 4 lipca 2020

Recenzja CEMETERY FILTH „Dominion”


CEMETERY FILTH
Dominion”
Unspeakable Axe Records 2020

Na samym początku owej recenzji powiedzmy sobie otwarcie jedną rzecz. Debiutancka płyta amerykańskiego Cemetery Filth to żadna rewelacja, jest to dobry, bardziej niż solidny Death Metal i nic ponadto. Oczekujący zatem jakiejś totalnej petardy marzyciele mogą sobie odpuścić dalsze czytanie tej recki, natomiast fani wszelakich, Śmierć Metalowych rzygowin powinni przy niej pozostać. Zatem jak już wspomniałem na początku „Dominion” to dobry/bardzo dobry (w zależności od stopnia uwielbienia śmiertelnych dźwięków) Death Metal starej szkoły. Kłaniają się lata 90-te, choć pewien pierwiastek nowszych produkcji z tej branży także jest tu wyczuwalny. Charakterystyczne, techniczne niuanse w naturalny sposób łączą się na tej produkcji z old school’owym feelingiem, co sprawia, że ta płytka bardzo konkretnie żre i potrafi niezgorzej przypierdolić. Czuć w tym wibracje charakterystyczne dla Death, wszechobecny jest tu także duch Morbid Angel, czy Autopsy, a i niektóre patenty znane z twórczości Malevolent Creation także są tu słyszalne. Jest w tym również niezaprzeczalnie Thrash’owy pierwiastek, który w pewien sposób determinuje bardziej urozmaiconą grę sekcji rytmicznej, oraz sprawia, że te klasyczne riffy nabierają szlachetności i ostatecznego szlifu. Generalnie królują tu jednak średnie tempa, w których zespół brutalnie prze do przodu i wgniata w glebę z siłą i ciężarem drogowego walca. Wybornie smakują partie solowe, za które odpowiada Ryan Guinn, a ciężki, wyeksponowany, dobrze słyszalny bas Devina Kelleya, wspierający soczyste beczki Chrisa McDonalda zapewnia niezły groove. Krwiożercze, jadowite riffy Matta Kilpatricka także konkretnie i precyzyjnie rozrywają wnętrzności, a jego wokal może kojarzyć się z wczesnymi latami Davida Vincenta. Weszła mi ta płytka praktycznie od pierwszego podejścia i, mimo że jakiś czas już jej słucham, to cały czas mam ochotę do niej wracać, i szczerze powiedziawszy z każdym kolejnym odsłuchem wsiąkam w te dźwięki coraz głębiej, a moja ocena tego albumu idzie w górę. Co prawda brzmienie wg mnie powinno zdecydowanie bardziej zalatywać zgnilizną, co zwiększyłoby moc i siłę uderzeniową tego krążka, ale to jak dla mnie tylko drobna niedogodność, która mam nadzieję zostanie skorygowana przy okazji następnej produkcji zespołu. Bardzo dobra rzecz. Fani śmiertelnego old school’a mogę śmiało łykać tę płytkę. Ja już zamówiłem ten tytuł.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz