CEMETERY
FILTH
„Dominion”
Unspeakable
Axe Records 2020
Na samym początku
owej recenzji powiedzmy sobie otwarcie jedną rzecz. Debiutancka
płyta amerykańskiego Cemetery Filth to żadna rewelacja, jest to
dobry, bardziej niż solidny Death Metal i nic ponadto. Oczekujący
zatem jakiejś totalnej petardy marzyciele mogą sobie odpuścić
dalsze czytanie tej recki, natomiast fani wszelakich, Śmierć
Metalowych rzygowin powinni przy niej pozostać. Zatem jak już
wspomniałem na początku „Dominion” to dobry/bardzo dobry (w
zależności od stopnia uwielbienia śmiertelnych dźwięków) Death
Metal starej szkoły. Kłaniają się lata 90-te, choć pewien
pierwiastek nowszych produkcji z tej branży także jest tu
wyczuwalny. Charakterystyczne, techniczne niuanse w naturalny sposób
łączą się na tej produkcji z old school’owym feelingiem, co
sprawia, że ta płytka bardzo konkretnie żre i potrafi niezgorzej
przypierdolić. Czuć w tym wibracje charakterystyczne dla Death,
wszechobecny jest tu także duch Morbid Angel, czy Autopsy, a i
niektóre patenty znane z twórczości Malevolent Creation także są
tu słyszalne. Jest w tym również niezaprzeczalnie Thrash’owy
pierwiastek, który w pewien sposób determinuje bardziej urozmaiconą
grę sekcji rytmicznej, oraz sprawia, że te klasyczne riffy
nabierają szlachetności i ostatecznego szlifu. Generalnie królują
tu jednak średnie tempa, w których zespół brutalnie prze do
przodu i wgniata w glebę z siłą i ciężarem drogowego walca.
Wybornie smakują partie solowe, za które odpowiada Ryan Guinn, a
ciężki, wyeksponowany, dobrze słyszalny bas Devina Kelleya,
wspierający soczyste beczki Chrisa McDonalda zapewnia niezły
groove. Krwiożercze, jadowite riffy Matta Kilpatricka także
konkretnie i precyzyjnie rozrywają wnętrzności, a jego wokal może
kojarzyć się z wczesnymi latami Davida Vincenta. Weszła mi ta
płytka praktycznie od pierwszego podejścia i, mimo że jakiś czas
już jej słucham, to cały czas mam ochotę do niej wracać, i
szczerze powiedziawszy z każdym kolejnym odsłuchem wsiąkam w te
dźwięki coraz głębiej, a moja ocena tego albumu idzie w górę.
Co prawda brzmienie wg mnie powinno zdecydowanie bardziej zalatywać
zgnilizną, co zwiększyłoby moc i siłę uderzeniową tego krążka,
ale to jak dla mnie tylko drobna niedogodność, która mam nadzieję
zostanie skorygowana przy okazji następnej produkcji zespołu.
Bardzo dobra rzecz. Fani śmiertelnego old school’a mogę śmiało
łykać tę płytkę. Ja już zamówiłem ten tytuł.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz