Tsatthoggua
"Hallelujay
Messiah"
Osmose
Productions 2020
Pamiętacie
debiut Tsatthoggua? Ja pamiętam doskonale, bo Niemcy nieźle mi
wówczas skopali dupę. A i okładka w stylu sado-maso była godna szczególnej uwagi. Zresztą pamiętam, że ową płytą podniecało
się całe moje podwórko. Bo i było czym. Dziś dzięki mocno
podupadłej ostatnimi czasy Osmose Productions mam okazję powrócić
do owych pięknych czasów dzięki wznowieniu demówki "Siegeswille"
wzbogaconej o utwory z singla "German Black Metal". Razem
siedem utworów i dwadzieścia dwie minuty muzyki. Dla mnie cudowna
to wiadomość, gdyż nigdy nie miałem możliwości zapoznać się z
tymi nagraniami, ale widać co ma wisieć... Mówiąc bez ogródek
"Hallelujay Messiah" to black metalowy wpierdol jak ta
lala. Niemcy nie pierdolą się w tańcu, tylko gnają z szybkością Blitzkriegu przed siebie ścinając po drodze każdą głowę, która
znajdzie się w ich zasięgu. Ostre jak brzytwa, agresywne riffy
podkręcane szatkującymi blastami i wściekłym wokalem, idealnie
dawkowana melodia, Nocturnusowe klawisze i kipiąca niczym w
bulgoczącym garze wściekłość to główne cechy muzyki
germańskich oprawców. Nie ma mowy o chwili wytchnienia, tu się
nawet nie da złapać półoddechu. Jeśli ktoś potrzebuje bardziej
konkretnych porównań, to można powiedzieć, że Tsatthoggua to
odpowiedź na wcześniejsze płyty Impaled Nazarene – Szatan, wojna
i zniszczenie. Mimo iż ten materiał liczy już sobie ćwierć wieku
nadal brzmi niesamowicie świeżo. Aż się łezka w oku kręci na
wspomnienie, kiedy to człowiek, gówniarzem będąc, szukał takich
właśnie ekstremalnych strzałów prosto w ryj. Kurwa, pięknie to
żre i aż się chce wcisnąć "repeat" i napierdalać tą
płytę na wysokim woljum od rana do wieczora niszcząc sąsiadom
sielankowego grilla. Wielkie dzięki dla Osmose za to wznowienie. Dla
mnie pozycja obowiązkowa do zakupu.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz