TRISTWOOD
„Blackcrowned
Majesty”
Independent
2020
Nie spodziewałem
się, że austriacki Tristwood swoją piątą, dużą płytą spuści
mi taki wpierdol. Tymczasem po wysłuchaniu „Blackcrowned Majesty”
musiało minąć trochę czasu, zanim pozbierałem swoje obolałe
zwłoki z podłoża. Najnowszy album Austriaków to bowiem brutalny,
bezkompromisowy, siarczysty Black/Death Metalowy rozpierdol, który w
połączeniu z intensywną, równie bezpośrednią, jadowitą
elektroniką i zimnymi, ziarnistymi, niepokojącymi, industrialnymi
teksturami spuszcza słuchaczowi totalny łomot nie biorąc jeńców.
Tempa są tu w przeważającej części doprawdy zabójcze,
chropowaty, nieustępliwy, gęsty bas rozrywa na strzępy, a
mechaniczne, przemysłowe, hipnotyzujące riffy bezlitośnie
wwiercają się w beret i z mózgu robią spaghetti bolognese. Wokale
są tu równie ekstremalne i brzmią, jakby dochodziły z samego dna
piekieł. Raz brzmią, jak wrzaski potępionych, raz jak nawiedzone
bluźnierstwa, a innym razem są niczym jęki torturowanych w
najbardziej bolesny i perwersyjny ze sposobów. Nawet wolniejsze
fragmenty utworów, które oczywiście także się tu pojawiają
gniotą z taką siłą i natężeniem, że pękają kości. Można
porównać te dźwięki do twórczości Anaal Nathrakh (bez czystych
wokaliz), The Berzerker, gdzieniegdzie usłyszymy nawiązania do
Aborym, czy The Amenta. Muzyka Austriaków ma także sporo punktów
wspólnych z dźwiękami tworzonymi przez włoski Progenie Terrestre
Pura. Oba zespoły potrafią umiejętnie tkać rozległe,
zniewalające, przesycone mrokiem struktury z obezwładniającym
klimatem wykorzystując do tego żrące riffy o bestialskiej sile i
natężeniu. Produkcja albumu jest surowa, szorstka i nieoszlifowana,
jednak niesamowicie zwarta, dzięki czemu te kompozycje niszczą
wszystko, co napotkają na swej drodze i miażdżą słuchacza z
gracją rozpędzonego do prędkości światła buldożera. Wszystko
jest tu ze sobą doskonale zgrane i zsynchronizowane, dźwięki
przenikają się, uzupełniają i doskonale asymilują tworząc jeden
skompresowany, ekstremalnie brutalny, dźwiękowy monolit, który
bestialsko atakuje zmysły. Świetny, przepiękny w swej
bezkompromisowości, miażdżąc album. Godna polecenia porcja
wspaniałej rozpierduchy.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz