wtorek, 14 lipca 2020

Recenzja PRIMEVAL MASS „Nine Altars”


PRIMEVAL MASS
Nine Altars”
Katoptron IX Records 2020

Primeval Mass to jednoosobowy hord z Grecji, którego siłą sprawczą jest Orth znany także z takich aktów, jak Eschaton i Witchcrawl. Nie spodziewajcie się tu jednak typowo greckiego Black Metalu, gdyż tego tu nie usłyszycie. Primeval Mass na swej czwartej, pełnej płycie powraca zdecydowanie do epoki pierwszej fali Czarciego grania, którą ubarwia dodatkowo i aktualizuje zarazem jadowitym, surowym Thrash’em, odrobiną diabelskiego Speed Metalu i szczyptą klasycznego Heavy. No i trzeba przyznać, że fajnie to kurwa żre, a wałki takie jak: „Circle of Skulls”, „The Irkallian Born”, czy „Night Rapture” od pierwszych taktów bezlitośnie poniewierają, a gdy człowiek jest już podrasowany kilkoma głębszymi, zmuszają wręcz do napierdalania łbem i dzikich tańców. Ta tradycyjna i silna w swej prostocie formuła zbudowana z dziarsko napierdalającej sekcji z żywym basem, intensywnego, chropowatego, kąsającego boleśnie riffowania i agresywnych wokaliz wzmocniona szybkością i zadziorną melodią uzależnia i sprawia zarazem, że stare dziady, takie jak ja nie raz zmarszczą sobie przy tym Freda. Żeby jednak nie było zbyt różowo, to są tu także pewne niedociągnięcia i babole. Niepotrzebny jest tu np. wg mnie instrumentalny „Amidst Twin Horizons” brzmiący jak poczerniały Iron Maiden, gdyż rozbija on dotychczasową spójność tego materiału. Nie wiem także, po jakiego chuja w „Burning Sorcery” zastosowano te gitarowe łamańce, które brzmią, jak kilka powtarzanych, przypadkowych dźwięków. „Firecrowned” z kolei jest zdecydowanie za długi i w drugiej połowie wałek ten nie trzyma jednakowego poziomu napięcia. Prawdziwym glutem jest jednak zamykający tę płytkę, prawie 12-minutowy „The Hourglass Still”. Takie pitolenie w ogóle nie powinno się znaleźć na płycie takiej, jak „Dziewięć Ołtarzy”, ale się kurwa znalazło i nic na to człowiecze nie poradzisz. Te zgrzyty obniżają ogólną ocenę tego albumu, ale go nie niszczą. Szczerość i autentyczna radość z grania, jakie tu słychać, są bowiem zbyt silne w zestawieniu z tymi kilkoma rozczarowaniami. Mimo wszystko bardzo fajna, konkretnie kopiąca dupsko płytka. Na kolana może nie rzuca, ale raz na jakiś czas można z przyjemnością posłuchać, dobrze się przy tym bawiąc.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz