PRIMEVAL
MASS
„Nine
Altars”
Katoptron
IX Records 2020
Primeval Mass to
jednoosobowy hord z Grecji, którego siłą sprawczą jest Orth znany
także z takich aktów, jak Eschaton i Witchcrawl. Nie spodziewajcie
się tu jednak typowo greckiego Black Metalu, gdyż tego tu nie
usłyszycie. Primeval Mass na swej czwartej, pełnej płycie powraca
zdecydowanie do epoki pierwszej fali Czarciego grania, którą
ubarwia dodatkowo i aktualizuje zarazem jadowitym, surowym Thrash’em,
odrobiną diabelskiego Speed Metalu i szczyptą klasycznego Heavy. No
i trzeba przyznać, że fajnie to kurwa żre, a wałki takie jak:
„Circle of Skulls”, „The Irkallian Born”, czy „Night
Rapture” od pierwszych taktów bezlitośnie poniewierają, a gdy
człowiek jest już podrasowany kilkoma głębszymi, zmuszają wręcz
do napierdalania łbem i dzikich tańców. Ta tradycyjna i silna w
swej prostocie formuła zbudowana z dziarsko napierdalającej sekcji
z żywym basem, intensywnego, chropowatego, kąsającego boleśnie
riffowania i agresywnych wokaliz wzmocniona szybkością i zadziorną
melodią uzależnia i sprawia zarazem, że stare dziady, takie jak ja
nie raz zmarszczą sobie przy tym Freda. Żeby jednak nie było zbyt
różowo, to są tu także pewne niedociągnięcia i babole.
Niepotrzebny jest tu np. wg mnie instrumentalny „Amidst Twin
Horizons” brzmiący jak poczerniały Iron Maiden, gdyż rozbija on
dotychczasową spójność tego materiału. Nie wiem także, po
jakiego chuja w „Burning Sorcery” zastosowano te gitarowe
łamańce, które brzmią, jak kilka powtarzanych, przypadkowych
dźwięków. „Firecrowned” z kolei jest zdecydowanie za długi i
w drugiej połowie wałek ten nie trzyma jednakowego poziomu
napięcia. Prawdziwym glutem jest jednak zamykający tę płytkę,
prawie 12-minutowy „The Hourglass Still”. Takie pitolenie w ogóle
nie powinno się znaleźć na płycie takiej, jak „Dziewięć
Ołtarzy”, ale się kurwa znalazło i nic na to człowiecze nie
poradzisz. Te zgrzyty obniżają ogólną ocenę tego albumu, ale go
nie niszczą. Szczerość i autentyczna radość z grania, jakie tu
słychać, są bowiem zbyt silne w zestawieniu z tymi kilkoma
rozczarowaniami. Mimo wszystko bardzo fajna, konkretnie kopiąca
dupsko płytka. Na kolana może nie rzuca, ale raz na jakiś czas
można z przyjemnością posłuchać, dobrze się przy tym bawiąc.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz