piątek, 31 lipca 2020

Recenzja Goatvulva "Goat Vulva"


Goatvulva
"Goat Vulva"
Werewolf Rec. 2020

Oto mamy wznowienie kultu kultów, jak to się podobno ostatnimi czasy mówi. Goatvulva to bowiem zespół Nuclear Holocausto Vengeance, człowieka znanego szerzej jako główny mózg Beherit. "Goat Vulva" to trzydzieści jeden utworów pochodzących z nagrań demo zespołu datujących na lata 1989-1992. No i faktycznie jest to kult jak chuj. Chuj i pizda żeby być bardziej precyzyjnym, bo spora część tych utworów to nagrane chyba na Grundigu stojącym pod telewizorem fragmenty niemożliwie lubieżnych kopulacji. Takie chałupnicze wersje sampli z pornoli mówiąc wprost. Jak już nie ma pornoli i zaczyna się "granie właściwe" to też jest kult jak chuj. Bo faktycznie chuja słychać. Dudnienie, przebasowane blasty, przesterowane wrzaski w tle, falujący chwilami dźwięk, czysta kurwa jego mać kakofonia. Aby doszukać się w tym hałasie jakiegoś riffu należy wykazać się podobną wyobraźnią jak w przypadku wyobrażenia sobie kopulującej parki przy wspomnianych wcześniej porno-utworach. Nie no, ja uwielbiam surowiznę, jednak samo hałasowanie dla hałasowania ma z muzyką tyle wspólnego co Teresa Orlowski z wzorem cnót wszelakich. Nie mniej jednak jest to ponoć kult. Jak chuj, że się powtórzę. Ja natomiast chuj na to kładę, bo nie chce mi się tego słuchać i za chuj do tego nie wrócę, ni chuja. Nie wiem na chuj to komu. Chyba że ktoś jest przechuj i chce mieć na półce coś w chuj kultowego, by innym chujom włańczać to podczas chujowych imprez i szpanować jaki to z niego chuj. Ja z trudem dobrnąłem do końca tej kompilacji. Jeśli to ma być kult, to ja go za chuj nie rozumiem. Pewne dla niektórych będę chuj. No i chuj im w dupę.
- jesusatan

1 komentarz: