środa, 1 lipca 2020

Recenzja Morbosatan "Versvs Christvs"

Morbosatan
"Versvs Christvs"
Fallen Temple 2020
Kto czyta Ryjeha ten doskonale wie, że chłopaki z Morbosatan zapowiadali nowy materiał nakładem Fallen Temple. I oto słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami w postaci nowiuśkiej EP-ki wymierzonej, jak sam tytuł mówi, centralnie w twarz rzekomego zbawcy tego smutnego jak pizda świata. Chore Szatany atakują tym razem krótkim, trwającym nieco ponad osiem minut strzałem, będącym kwintesencją południowoamerykańskiego grania ku chwale Tego Co To Się Stworzycielowi Sprzeciwił. Cóż można o tym wydawnictwie powiedzieć? Ano choćby to, że jeśli kiedykolwiek przyszłoby wam do głowy wytłumaczyć jakiemuś ziomkowi, jak się napierdala na rzeczonym kontynencie, a chcielibyście się streszczać, to ten matex jest idealną lekcją poglądową. Peruwiańczycy nie pierdolą się w tańcu, tylko prezentują nam mieszankę death, black i thrash metalu w wybuchowej formie. Chwytając chwile, bez zbędnej sterylizacji czy obróbki skrawaniem, tudzież innego polerowania dźwięku katują nas ostrym jak brzytwa i raniącym niczym korona cierniowa skronie Jezusa metalem. Tak, metalem w pierwotnym tego słowa znaczeniu, kiedy wszelkie kategoryzacje były najmniej ważne. Metalem szczerym, płynącym prosto z serca, pełnym młodzieńczego buntu i sprzeciwu wobec praw narzucanych przez większość. Z tej muzyki płynie autentyczny wkurw. Chłopaki chłoszczą niby prostymi riffami, nieskomplikowanymi i nieodkrywczymi, jednak łatwo wpadającymi w ucho i sprawiającymi, że łeb sam się w dzikim tańcu odrywa od tułowia. Nie zaznacie tu ballad czy jakichkolwiek urozmaicaczy, jest ostra jazda od początku do końca. Wszystko jest natomiast przepełnione tym klimatem, typowym, niepodrabialnym, dla którego można dać się pociąć. W tej muzyce mieszka Szatan i ani myśli się wyprowadzać. Łykajcie zatem nasienie Jego, bo bankowo się wam po nim niezdrowo odbeknie. Chwalmy Pana!
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz