Morbosatan
"Versvs
Christvs"
Fallen
Temple 2020
Kto
czyta Ryjeha ten doskonale wie, że chłopaki z Morbosatan
zapowiadali nowy materiał nakładem Fallen Temple. I oto słowo
ciałem się stało i zamieszkało między nami w postaci nowiuśkiej
EP-ki wymierzonej, jak sam tytuł mówi, centralnie w twarz rzekomego
zbawcy tego smutnego jak pizda świata. Chore Szatany atakują tym
razem krótkim, trwającym nieco ponad osiem minut strzałem, będącym
kwintesencją południowoamerykańskiego grania ku chwale Tego Co To
Się Stworzycielowi Sprzeciwił. Cóż można o tym wydawnictwie
powiedzieć? Ano choćby to, że jeśli kiedykolwiek przyszłoby wam
do głowy wytłumaczyć jakiemuś ziomkowi, jak się napierdala na
rzeczonym kontynencie, a chcielibyście się streszczać, to ten
matex jest idealną lekcją poglądową. Peruwiańczycy nie pierdolą
się w tańcu, tylko prezentują nam mieszankę death, black i thrash
metalu w wybuchowej formie. Chwytając chwile, bez zbędnej
sterylizacji czy obróbki skrawaniem, tudzież innego polerowania
dźwięku katują nas ostrym jak brzytwa i raniącym niczym korona
cierniowa skronie Jezusa metalem. Tak, metalem w pierwotnym tego
słowa znaczeniu, kiedy wszelkie kategoryzacje były najmniej ważne.
Metalem szczerym, płynącym prosto z serca, pełnym młodzieńczego
buntu i sprzeciwu wobec praw narzucanych przez większość. Z tej
muzyki płynie autentyczny wkurw. Chłopaki chłoszczą niby prostymi
riffami, nieskomplikowanymi i nieodkrywczymi, jednak łatwo
wpadającymi w ucho i sprawiającymi, że łeb sam się w dzikim
tańcu odrywa od tułowia. Nie zaznacie tu ballad czy jakichkolwiek
urozmaicaczy, jest ostra jazda od początku do końca. Wszystko jest
natomiast przepełnione tym klimatem, typowym, niepodrabialnym, dla
którego można dać się pociąć. W tej muzyce mieszka Szatan i ani
myśli się wyprowadzać. Łykajcie zatem nasienie Jego, bo bankowo
się wam po nim niezdrowo odbeknie. Chwalmy Pana!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz