wtorek, 21 lipca 2020

Recenzja INFER „Aeon of Deathless Blight”


INFER
Aeon of Deathless Blight”
Nigredo Records 2020

Słowacki Infer, który powstał w 2002 poznałem przy okazji wydania w 2005 roku ich płytowego debiutu zatytułowanego „In Cold Being”. Materiał tamten jakoś specjalnie mnie nie zachwycił. Był to rzetelny, przeciętny Black/Death Metal, który co prawda wchłaniało się bezproblemowo, jednak wydalało się go z pamięci równie szybko i łatwo. Późniejsze ich produkcje liznąłem tylko szczątkowo, więc nie mogę ich w pełni oceniać. Nadszedł jednak czerwiec Anno Bastardi 2020 i w mojej skrzynce wylądował do recenzji najnowszy, czwarty już długograj zespołu. Odpaliłem zatem z umiarkowanym zaciekawieniem najnowsze dzieło zespołu i po mrocznym, otoczonym mgiełką tajemnicy, prawie trzyminutowym wprowadzeniu dostałem w ryj brutalnym, jadowitym Death/Black Metalem, który momentalnie posłał mnie na deski. Podniosłem się z nich co prawda szybko i sprawnie, gdyż twardy ze mnie skurwiel i w bojach zaprawiony, jednak przyznać trzeba uczciwie, że „Aeon…” to zdecydowanie najmocniejsza jak dotąd produkcja Słowaków i wpierdol potrafi spuścić niezgorszy. Czyni to przy pomocy napierdalającej bezkompromisowo sekcji wspomaganej ciężkim basem, zagęszczonych, wypruwających wnętrzności riffów i bluźnierczych, złowieszczych wokaliz. Do tego surowego, bezlitosnego rdzenia zespół dokłada agresywne, zjadliwe, piłujące solówki, trochę wolniejszych, gniotących okrutnie struktur i odrobinę zimnych, mrocznych melodii, które nadają tej płycie zdecydowanie diabolicznego, piekielnego feelingu. Słychać, że ekipy Treya Azagthotha i Gene’a Palubickiego odcisnęły tu swoje wyraźne piętno, można odnaleźć także nawiązania do naszego Behemoth’a, oraz pewne wpływy Marduk, czy Belphegor. „Aeon of Deathless Blight” brzmi siarczyście, brutalnie i tłusto. Produkcja jest stosunkowo gęsta i zwarta, ale jednocześnie wystarczająco przestrzenna, dzięki czemu ta płytka poniewiera z potworną siłą. Na żywca te wałki zapewne będą niszczyć wszystko w chuj. Nie jest to jednak absolutnie żadne odkrycie, czy jutrzenka gatunku. Jest to bardzo dobry, doprawiony Czernią, siejący konkretne spustoszenie Śmiertelny Metal, który niejednego fana takich dźwięków przyprawi o spocone dłonie i wzwód w galotach. Mnie także podoba się ta płytka i mam nadzieję, że Infer utrzyma obrany na niej kierunek, gdyż słychać tu dobitnie, że do dobra droga. Tak trzymać Panowie!

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz