wtorek, 7 lipca 2020

Recenzja Temple Nightside "Pillars of Damnation"


Temple Nightside
"Pillars of Damnation"
Iron Bonehead 2020

Są na tym świecie zespoły, których każde kolejne wydawnictwo przyprawia mnie o niekontrolowany ślinotok. Do tego grona zdecydowanie należy Temple Nightside, którzy po wydaniu dwóch dużych albumów i kilku pomniejszych nagrań uderzają właśnie z pełną siłą po raz trzeci. Nie wiem jak to wygląda u was, ale ja często szwendając się po mieście w poszukiwaniu jakiejś nowej restauracji i tak ostatecznie wbijam na sprawdzonego i zawsze gwarantującego najwyższe walory smakowe prostego kebaba. Podobnie jest z muzyką Australijczyków. Bo w zasadzie na ich nowej płycie nie znajduję nic odkrywczego, czy bardzo odmiennego od dotychczasowych dokonań tego kwartetu a mimo wszystko zanurzam się w tych dźwiękach i chłonę je całym sobą. Na "Pillars of Damnation" wszystko obraca się wokół tego samego, gruzowego klimatu, który towarzyszył utworom na "(Re)Condemnation" czy "The Hecatomb", czyli idealna mieszanka black, death i doom metalu w najobrzydliwszym wydaniu. Następujące po sobie akordy są niczym uderzenie obuchem po których traci się poczucie rzeczywistości i śni o śmierci, płonących w ogniu piekielnym aniołach i tryumfie Lucyfera. Te dźwięki zalewają umysł jak lawa, paląc w nim wszelkie pozytywne uczucia i zmieniając go w czarną, zastygłą bryłę. Powolne harmonie mieszają się z nagłymi zrywami budując atmosferę grozy i beznadziei. Ktoś może powiedzieć, że na tym krążku nie ma melodii. Owszem, one są, toporne i absolutnie niechwytliwe, lecz wyraźnie słyszalne dla tych, którzy potrafią i przede wszystkim chcą je usłyszeć. Z kolei śmigające w tle solówki bardziej przypominają szarpanie strun przez szaleńca niż eleganckie, wizjonerskie popisy wirtuoza gitary. Do uzupełnienia całości mamy rzygający, wycofany wokal urozmaicany dziwnymi szeptami czy krzykami i nieprzyzwoicie wręcz zamulone brzmienie. Temple Nightside tworzy muzykę będącą definicją muzycznej otchłani, która jeśli raz nas ogarnie, nie ma już odwrotu. Aby zrozumieć w pełni tą muzykę należy mieć w sercu Diabła, tak jak jej twórcy. Ja chyba nadaję na podobnych falach, bo "Pillars of Damnation" to dla mnie krążek niemal kompletny. I tyle w temacie.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz