piątek, 23 kwietnia 2021

Recenzja ABYSSUM „Poizon of God”

 

ABYSSUM

„Poizon of God”

The Sinister Flame 2021

 

No i doczekaliśmy się wznowienia jedynej, pełnej płyty hordy z Gwatemali, która pierwotnie została wydana w 2009 roku, w limitowanej wersji i była rozprowadzana głównie w Ameryce Południowej i Środkowej. Jak zawsze w takich wypadkach bywa, sprawą dyskusyjną jest, czy materiał, który się na niej znajduje, jest na tyle dobry, czy unikatowy, aby go wznawiać? Odpowiedzi będzie zapewne tyle, ilu słuchaczy, a wiadomo, że z opiniami ludzkimi jest jak z dziurami w dupie, każdy ma swoją. Zadowoleni z takiego obrotu sprawy będą zapewne wszyscy maniacy Black Metalu, gdyż to właśnie czarcie dźwięki w swej tradycyjnej, klimatycznej odsłonie znajdują się na tym albumie. Nie jest to zatem skomplikowana, czy bogata technicznie muzyka. Wszystko oparte jest na tradycyjnych patentach z lat 90-tych, począwszy od surowych, jadowitych, stosunkowo prostych wioseł, poprzez równą, rzetelną sekcję rytmiczną z dudniącym, ołowianym basem, rasowe wokale, na użytym gęsto, niemal posągowym parapecie skończywszy. Riffy są agresywne i chropowate, zawierają jednak sporą porcję gęstego, hipnotycznego, lepkiego mroku, co w połączeniu z rytualno-okultystycznymi wibracjami klawiszy, akustycznymi partiami gitary i nawiedzonymi, przesiąkniętymi bluźnierstwem, ponurymi wokalizami sprawia, że z „Poizon…” sączy się smolisty, duszny, zalatujący siarką, zawiesisty feeling charakterystyczny dla hord z tamtych rejonów ziemskiego globu, i właśnie ta atmosfera i pewna mgiełka tajemnicy otaczająca tę produkcję jest niewątpliwie największą siłą tego wydawnictwa. Złowroga, majestatyczna aura, która przenika te szalone, momentami nieco chaotyczne, przesycone wściekłością, Black Metalowe tekstury wprawia słuchacza w swoisty trans, urzeka i może powodować uzależnienia, zwłaszcza wśród oddanych wyznawców czerni. Brzmienie oczywiście dosyć prymitywne, przydymione ofiarnymi kadzidłami, surowei bez fajerwerków, ale specjalnie nie trzeba zastanawiać się, co autor miał na myśli, gdyż jest tu zachowana podstawowa dawka koszernej selektywności. Podsumujmy zatem te wywody: jedyny jak dotąd, pełny album Abyssum, to bardzo solidna płytka z klimatycznym, mizantropijnym, konserwatywnym, rytualnym z lekka Black Metalem o południowoamerykańskim, metafizycznym charakterze, bardzo głęboko zakorzenionym w pierwszej połowie lat 90-tych. Jeżeli więc bliski Waszemu sercu jest Czarci Metal z mistyczną atmosferą rodem z regionów Ameryki Łacińskiej, to powinniście zainwestować w „Poizon of God”. Dla jednych będzie to ciekawe uzupełnienie kolekcji płyt, inni mogą zobaczyć w tym nieoszlifowany, mroczny diament, a jak dla mnie to po prostu solidny album z fajnym, nieco bardziej egzotycznym klimatem, który wysłuchałem z umiarkowaną przyjemnością, jednak nie wygląda na to, aby zakotwiczył on w mojej pamięci na dłużej.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz