ABYSSUM
„Poizon of God”
The Sinister Flame 2021
No
i doczekaliśmy się wznowienia jedynej, pełnej płyty hordy z Gwatemali, która
pierwotnie została wydana w 2009 roku, w limitowanej wersji i była rozprowadzana
głównie w Ameryce Południowej i Środkowej. Jak zawsze w
takich wypadkach bywa, sprawą dyskusyjną jest, czy materiał, który się na niej
znajduje, jest na tyle dobry, czy unikatowy, aby go wznawiać? Odpowiedzi będzie
zapewne tyle, ilu słuchaczy, a wiadomo, że z opiniami ludzkimi jest jak z
dziurami w dupie, każdy ma swoją. Zadowoleni z takiego obrotu sprawy będą
zapewne wszyscy maniacy Black Metalu, gdyż to właśnie czarcie dźwięki w swej
tradycyjnej, klimatycznej odsłonie znajdują się na tym albumie. Nie jest to
zatem skomplikowana, czy bogata technicznie muzyka. Wszystko oparte jest na
tradycyjnych patentach z lat 90-tych, począwszy od surowych, jadowitych,
stosunkowo prostych wioseł, poprzez równą, rzetelną sekcję rytmiczną z
dudniącym, ołowianym basem, rasowe wokale, na użytym gęsto, niemal posągowym
parapecie skończywszy. Riffy są agresywne i chropowate, zawierają jednak sporą
porcję gęstego, hipnotycznego, lepkiego mroku, co w połączeniu z
rytualno-okultystycznymi wibracjami klawiszy, akustycznymi partiami gitary i
nawiedzonymi, przesiąkniętymi bluźnierstwem, ponurymi wokalizami sprawia, że z
„Poizon…” sączy się smolisty, duszny, zalatujący siarką, zawiesisty feeling
charakterystyczny dla hord z tamtych rejonów ziemskiego globu, i właśnie ta
atmosfera i pewna mgiełka tajemnicy otaczająca tę produkcję jest niewątpliwie
największą siłą tego wydawnictwa. Złowroga, majestatyczna aura, która przenika
te szalone, momentami nieco chaotyczne, przesycone wściekłością, Black Metalowe
tekstury wprawia słuchacza w swoisty trans, urzeka i może powodować uzależnienia,
zwłaszcza wśród oddanych wyznawców czerni. Brzmienie oczywiście dosyć
prymitywne, przydymione ofiarnymi kadzidłami, surowei bez fajerwerków, ale
specjalnie nie trzeba zastanawiać się, co autor miał na myśli, gdyż jest tu
zachowana podstawowa dawka koszernej selektywności. Podsumujmy zatem te wywody:
jedyny jak dotąd, pełny album Abyssum, to bardzo solidna płytka z klimatycznym,
mizantropijnym, konserwatywnym, rytualnym z lekka Black Metalem o południowoamerykańskim,
metafizycznym charakterze, bardzo głęboko zakorzenionym w pierwszej połowie lat
90-tych. Jeżeli więc bliski Waszemu sercu jest Czarci Metal z mistyczną
atmosferą rodem z regionów Ameryki Łacińskiej, to powinniście zainwestować w
„Poizon of God”. Dla jednych będzie to ciekawe uzupełnienie kolekcji płyt, inni
mogą zobaczyć w tym nieoszlifowany, mroczny diament, a jak dla mnie to po
prostu solidny album z fajnym, nieco bardziej egzotycznym klimatem, który
wysłuchałem z umiarkowaną przyjemnością, jednak nie wygląda na to, aby
zakotwiczył on w mojej pamięci na dłużej.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz