niedziela, 25 kwietnia 2021

Recenzja HANGING FORTRESS „Darkness Devours”

 

HANGING FORTRESS

Darkness Devours”

Redefining Darkness Records 2020

Zaiste przepastna jest Death Metalowa scena w Stanach Zjednoczonych i co rusz wypluwa ze swych trzewi kolejne zespoły, które sprawiają, że fanom Śmiertelnego Metalu twardnieją sutki, a w narząd w kroczu pęcznieje, wypełniając się krwią. Za doskonały przykład takiego zespołu może służyć pochodzący z Toledo w stanie Ohio Hanging Fortress. Wydany w listopadzie zeszłego roku, pierwszy długograj grupy to nie jest absolutnie żadne odkrycie gatunku, ale jest to oparta o klasyczne fundamenty, w chuj ciężka, nasiąknięta ciemnością płyta, która wszystkim maniakom Death Metalu starej szkoły zrobi dobrze jak zaprawiona w bojach prostytutka. Kompozycje utrzymane są tu głównie w średnich i wolnych tempach z okazjonalnymi tylko przyspieszeniami, więc materiał ten gniecie okrutnie. Potężne gary wspierane przez wyrazisty, powodujący skręt kiszek, rozrywający bas przetaczają się po słuchaczu, niczym ogromny buldożer miażdżąc niemiłosiernie. Masywne, chropowate niczym gruboziarnisty papier ścierny, tłuste wiosła łączące w sobie patenty skandynawskie z elementami charakterystycznymi dla grup zza wielkiej wody tkają przytłaczające, mroczne sekwencje riffów, które poniewierają konkretnie, nadając jednocześnie tej produkcji, do spółki z ponurymi, niskimi, mrożącymi krew w żyłach growlami zawiesistego, grobowego feelingu. Zawarte tu wałki posiadają raczej proste struktury, ale ich masa własna jest naprawdę spora, gdyż muzycy śmiało spoglądają w stronę Doom Metalowego poletka, a w nielicznych tu, szybszych fragmentach odważnie zanurzają się w twarde patenty rytmiczne rodem z korzennego, mocarnego Hardcore’a, co sprawia, że płytka ta przy całym swym ciężarze jest także agresywna i potrafi delikwentowi niezgorzej przyjebać w ryj. Album ten jawi się odbiorcy jako ohydna manifestacja wszystkiego, co toporne, brutalne, paskudne, bolesne, ociężałe i mozolne, a wszystko to zawarte w tradycyjnie bezkompromisowej formule. Przewijają się tu oczywiście echa ikon Death Metalu, ale przede wszystkim jest w tych dźwiękach wg mnie jakaś, drobna cząstka Winter (momentami podobnie zimny i mroczny flow, oraz zbliżone, przytłaczające, surowe wibracje). Brzmienie, jakim opatrzono ten materiał, także dokłada swoje trzy grosze, a nawet więcej do nieubłaganie miażdżącej siły tego krążka, jest bowiem ziarniste, twarde, żwirowate i gniecie potwornie, choć zarazem podstawowej selektywności nie można mu odmówić. Myślę, że o Hanging Fortress usłyszymy jeszcze w najbliższych latach, gdyż na kanwie klasycznego, ciężkiego Metalu Śmierci „Darkness Devours” prezentuje się naprawdę dobrze i wielu maniakom śmierci z pewnością przypadnie do gustu. Zapraszam zatem do zapoznania się z tym albumem wszystkich, którzy ciekawi są jak pożera ciemność.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz