czwartek, 22 kwietnia 2021

Recenzja SARMAT „RS – 28”

SARMAT
„RS – 28”
Independent 2021

Zanim jeszcze zapoznałem się z pierwszą płytą naszych rodaków z Sarmat, panowie już mieli u mnie jeden plus. Dostali go mianowicie za nazwę, jaką przyjęli, jak i za wiążący się z nią tytuł płyty. Zamiast bowiem używać w swym szyldzie kolejnych, patologicznych wariacji lub wynajdywać  w demonologii  nieznane imię jakiegoś podrzędnego demona, chłopaki użyli dla swych potrzeb nazwę rosyjskiego pocisku balistycznego, którego siła rażenia, sądząc z ujawnionych informacji, jest wręcz porażająca. Czy siła ich muzyki jest podobnie niszcząca? Otóż ta jest dobra i potrafi spuścić słuchaczowi konkretny wpierdol. Płytka ta zawiera bowiem niespełna 34 minuty przyozdobionego jadowitym, czarcim graniem Death Metalu o współczesnym wydźwięku, który niszczy skutecznie i bezkompromisowo. Beczki, które na potrzeby tego albumu nagrał sesyjny bębniarz (Krzysztof Klingbein) miażdżą i poniewierają brutalnie, wspierający je, wyrazisty bas wzmacnia ich siłę rażenia wywracając jednocześnie wnętrzności, riffy patroszą precyzyjnie i bezlitośnie, a dopracowane solówki sprawiają, że pęka szkliwo na zębach. Wokalnie Kobuch spisał się doskonale (pozdrawiam Cię Kolego), z jego gardła wylewają się całe litry jadu i wszelakiego plugastwa, choć i tak cały czas uważam, że najlepsze wokale w swej karierze położył on na „Loveful Act of Creation” Mortis Dei i debiucie Puki Mahlu (to taka mała dygresja). Nie brakuje tu także mocarnych, atonalnych akordów, zakręconych struktur, czy bardziej klimatycznych, doprawionych umiejętnie melodią fragmentów o apokaliptycznym wydźwięku, które potrafią dosyć konkretnie przepierdolić zwoje mózgowe. Pod względem technicznym mucha nie siada (bo się boi), muzycy zespołu wiedzą, do czego służą ich instrumenty i warsztat mają opanowany w stopniu bardzo dobrym. Brzmi to wybornie. Jest tu moc, brutalność i organiczna wręcz selektywność, choć osobiście uważam, że przydałoby się tu nieco więcej brudu i ciężaru na beczkach, ale to tylko takie moje widzimisię. Można doszukać się w tym materiale pewnych inspiracji Hate Eternal, Behemoth, Blood Red Throne, Vader, Aeon, Vital Remains, czy Lost Soul, ale to w gruncie rzeczy mało istotne, gdyż każdy usłyszy tu to, co będzie chciał, a najważniejsze jest to, że Sarmat stworzył materiał, który choć nie jest żadną jutrzenką gatunku poniewiera bestialsko i nikogo nie pyta o zdanie, czy można? Kurwa, świetna płytka, która zyskuje zdecydowanie przy dłuższym poznaniu, zachęcam zatem, aby poświęcić jej odpowiednią ilość czasu i atencji, gdyż wówczas „RS-28” uderzy z pełną mocą i wyśle Wasze obsrane dupska na księżyc, albo jeszcze dalej. Życzę chłopakom powodzenia, gdyż stworzyli naprawdę bardzo dobry materiał i mam nadzieję, że Sarmat nie okaże się jednorazowym projektem, który rozjebał drzwi, wytłukł całe szkło, spierdolił na szczaw i tyle go widzieli. Czekam zatem na rychłą kontynuację „RS-28”, która potwierdzi moje słowa i dopierdoli tak, że klękajcie narody. Dobra rzecz. Polecam.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz