INORGANIC
„Existence Denied” (Ep)
Independent 2021
Hiszpania, skąd pochodzi kwartet Inorganic, ma duże zasługi w rozsiewaniu po świecie Brutal Death Metalowej zarazy, ich scena bezkompromisowego napierdalania zawsze była silna, a jej reprezentanci, że wspomnę tylko o Avulsed, Christ Denied, Aposento, Impacto Fecal, Uncreation, Cerebral Effusion, Goreinhaled, Fermento, Virulency, Impure, Unbounded Terror, Unnatural, Come Back From the Dead, Haemorrhage, Machetazo, Reincarnation, czy Teratoma wydawali albumy, które miażdżyły, poniewierały w chuj i nie brały jeńców. Miałem nadzieję, że z materiałem Inorganic będzie podobnie. Niestety, mimo że to także techniczny, brutalny nakurw, to spodziewałem się jednak po tym zespole nieco więcej. A więc po kolei: do bębnów absolutnie nie mam pretensji. Samuel to prawdziwa bestia. Napierdala okrutnie i gęsto, łamie rytmy i kręci na potęgę, a jego umiejętności są momentami wręcz porażające. Bas także rozrywa zawodowo, odstawiając nieliche wywijasy, aczkolwiek przydałby mu się nieco większy groove, bo choć rzeźbi cudownie, to w większości przypadków jest zbyt suchy i klekoczący. Przede wszystkim jednak konieczna jest tu drugi gitarzysta, bo choć Rafael uwija się, jak w ukropie, jego gra jest chirurgiczno precyzyjna, a techniczne riffy patroszą zawodowo, to jednak nie jest w stanie wypełnić całej przestrzeni tej produkcji i powstają nieładne, pustawe przestrzenie i niewypełnione dźwiękowe mielizny, które znacząco mnie drażnią i nie pozwalają cieszyć się w pełni tym materiałem. Jeżeli chodzi o wokale, to też nie wiem, po jaki chuj zastosowano tu dosyć często ten pogłos, czyżby gardłowy musiał wspomagać się tanimi efektami, bo brak mu pary w paszczy? Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć, gdyż w niektórych fragmentach Davide kładzie naprawdę dobre, ryjące nisko growle, które w pizdu poniewierają i potrafią zrobić słuchaczowi niezłe kuku. Brzmienie „Existence…” także mnie nie zachwyca, bo choć słychać wszystko wyraźnie i ma to odrobinkę pierdolnięcia, to suma summarum jest zbyt sterylnie i płasko, a brutalny Metal Śmierci potrzebuje krwi, tłuszczu, świeżych podrobów i choć odrobiny gówna, aby siać totalną rozpierduchę. Póki co, na tym materiale, jest tego jak na lekarstwo. Akceptuję jednak tę produkcję, gdyż to debiut zespołu. Jeżeli jednak nie usuną mankamentów, o których wspominałem powyżej i na kolejnej produkcji powielą swe niedoskonałości, to kurwa pożegnamy się szybko i bez żalu. Rokowania na przyszłość zatem jakieś tam są, ale jak na razie jest to tylko techniczna, brutalna, Death Metalowa przeciętność.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz