piątek, 23 kwietnia 2021

Recenzja Acausal Intrusion “Nulitas”

 

Acausal Intrusion

“Nulitas”

I, Voidhanger Records 2021

Takie albumy jak „Nulitas” nie zdarzają się na co dzień. To, że włoska I, Voidhanger Records ma smykałkę do wychwytywania co większych dziwactw na okołometalowym poletku to wiadomo nie od dziś, przy czym zdecydowana ich większość jest gdzie zakorzeniona w metalu czerni. Tym bardziej więc cieszy mnie fakt, że debiut duetu z Acausal Intrusion zdecydowanie bliższy jest metalowi śmierci. Panowie ze Stanów rzucają na soczysty, muzyczny stek, niepowtarzalny, choć kilka porównań samoczynnie ciśnie się na myśl. Mistycyzm Howls Off Ebb, apokaliptyczny charakter Deathspell Omega oraz rozbudowany dysonans Ulcerate cisną się tutaj na język jako pierwsze. „Nulitas” to materiał cholernie nawiedzony w swoim klimacie, kurewsko niepokojący i rozedrgany. Jest w tym graniu jakaś groteskowa teatralność, ale i zarazem jakaś taka przeokrutna złowieszczość, suspens, który porównałbym z filmami Dreyera – pomimo gęstwiny dźwięków mam wrażenie jakby obcował z długimi ujęciami budującymi napięcie i znajdującymi ujście raz po raz w kolejnych wybuchach. Muzyka Acausal Intrusion jest chaotyczna i nieprzewidywalna, ale moim zdaniem nie przekracza granic smaku. Abstrakcja jest tu prowadzona tylko do pewnego stopnia co sprawia, że kompozycje nie rozjeżdżają się pomimo swojego nonszalanckiego charakteru. Mnóstwo tu zgrzytów, pogłosów, dysonansów, które biorą górę nad typowym, gatunkowym mięsem. Myli się jednak ten, kto pomyśli, że można Amerykanów wrzucić do jednego wora spuścizny po późnym Gorguts i stawiać ich obok Ulcerate, Sunless, Flourishing czy Ad Nauseam. Wydaje mi się przede wszystkim, że muzyczna wyobraźnia i ogólna forma bierze tutaj górę nad biegłością instrumentalną. Z „Nulitas” emanuje barokowy przepych ozdobników i niuansów, który tworzy ów surralistyczny obraz, dlatego też wszelkie warsztatowe niedociągnięcia są tutaj jak kolejny środek wyrazu, kolejny element zdobiący ten przerażający, surowy pejzaż. Słuchanie tej płyty jest trochę jak malowanie surrealistycznego obrazu od podstaw, a każdy kolejny dźwięk jest kolejnym muśnięciem pędzla, który nie wiadomo dokąd będzie prowadził, ale który finalnie stanie się nieodzownym elementem całości. I nawet ten pozornie irytujący, puszkowaty werbel zdaje się znajdywać tutaj swoje miejsce i ma swój urok, podkreślając surowość i brzmieniową pierwotność tego materiału. Ja jestem pochłonięty „Nulitas” do cna. To płyta wymagająca, osaczająca, trudna, na którą zdecydowanie trzeba mieć dzień. Totalnie pojebana i odjechana, pełna charakteru, ognia i muzycznej wyobraźni. Nie wiem co łaziło po głowie tym dwóm koleżkom, ale finalny efekt jest niesamowity. „Nulitas”, choć pewnie dla wielu pozostanie „tylko” muzyczną ciekawostką orbitującą gdzieś na peryferiach nurtu to z całą pewnością można ją nazwać małym dziełem sztuki. I takim dla mnie dziełem sztuki pozostanie. Na ten moment jeden z najlepszych i najciekawszych krążków w tym roku bez podziału na gatunki. Jeśli ktoś lubi ambitne granie to jak na moje ucho pozycja obowiązkowa na półkę.

 

                                                                                                          Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz