niedziela, 11 kwietnia 2021

Recenzja BRÆ “A Thousand Ways To End It all”

 

BRÆ

“A Thousand Ways To End It all”

Amor Fati 2021

Trochę mi się chce śmiać, bo ostatnio co sprawdzam nowości z Amor Fati, to trafiają się same anonimy. Nie inaczej jest też w przypadku BRÆ. O zespole w zasadzie wiadomo tylko, że istnieje i właśnie nam się ujawnił swoim debiutanckim albumem, składającym się z jedynie dwóch, za to ponad dwudziestominutowych numerów. Sami muzycy (a może muzyk?) twierdzą z kolei, tradycyjnie w takim przypadku, że przemawiać ma jedynie muzyka a cała reszta jest nieistotna. No i faktycznie ta muzyka gada. Mamy tu mieszankę ambientowych wyciszaczy i surowego black metalu, głównie w klimacie lat dziewięćdziesiątych. Niby połączenie niezbyt oryginalne i oklepane, ale w czym to przeszkadza, jeśli te dwa składniki wymiesza się tak smakowicie jak zrobiono to na „A Thousand Ways To End It All”. Oba gatunki, pomimo teoretycznej między nimi sprzeczności, doskonale tu ze sobą współgrają tworząc niesamowity klimat. Zarówno bujające i hipnotyzujące klawiszowe pasaże jak i chłodne black metalowe akordy, którym towarzyszą schowane i mocno przesterowane wokale, potrafią intrygować, wciągać i zatrzymywać czas. Słuchając tej płyty można poczuć się jak byśmy wpadli w załamanie czasoprzestrzeni. Niby nie ma na niej nic odkrywczego, muzyka płynie przeważnie w średnim tempie ocierając się chwilami o minimalizm, a jednak ma w sobie to coś, co nie pozwala się od niej oderwać. Staram się unikać stwierdzeń banalnych, ale muzyka BRÆ jest po prostu niebywale mroczna, choć oczywista i absolutnie nieskomplikowana. I doprawy nie ma sensu się nad tym krążkiem rozpisywać, bo w tą muzykę trzeba się po prostu zanurzyć i poczuć jak zalewa oczy, uszy, wypełnia płuca… Mam nadzieję, że nie jest to jednorazowy wybryk i zespół za jakiś czas sprawi ponownie, że słońce zgaśnie a nad głową zawisną gradowe chmury. Taki atmosferyczny black metal to ja zawsze i wszędzie.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz