Sněť
“Mokvání V Okovech”
Blood Harvest 2021
No to wpadła perełka. Pora wyjąć gówno z uszu,
wyzbyć się uprzedzeń do odgrzewanego kotleta i posłuchać death metalu, który
przede wszystkim brzmi jak death metal, taki prawdziwy, jaki się grało na
przełomie lat 80. i 90. Praski Sněť bo o nim mowa za sprawą swojego
debiutanckiego krążka „Mokvání V Okovech” sprawia, że serce sentymentalnego,
oldschoolowego deathmetalowca rośnie. Tyle, że propozycja Czechów jest czymś
zdecydowanie więcej niż tanim sentymentalizmem i kolejnym produktem mającym się
sprzedać i napełnić kabzę wytwórni. Już na etapie dwuutworowej promówki sprzed
dwóch lat zwrócił moją uwagę ogromny luz z jakim grają Czesi oraz to z jaką
lubością poruszają się w prostych, często obleśnych dźwiękach. Na omawianym tu
debiucie owa naturalność tylko rozkwitła. Muzycy Sněť co prawda nieco odeszli
od grindcorowego taplania się w ekskrementach na rzecz bardziej
śmierćmetalowych schematów, ale to jedynie pewne przesunięcie proporcji.
„Mokvání V Okovech” to siedem kawałków (plus instrumentalne intro) prostego do
bólu, ale tłustego jak czeski gulasz z knedlami death metalu, który nie bawi
się w wyrafinowane środki. Trzy riffy na krzyż na utwór, ale przynajmniej jakość
przedkłada się ponad ilość. Inspiracji można się tu doszukiwać zarówno pośród
klasyków europejskiej jak i amerykańskiej sceny. Dominuje średnie tempo, ale
muzycy nie stronią od przyspieszeń i zwolnień, przez co daleko temu materiałowi
do jednostajności. Bolt Thrower skrzyżowany z Jungle Rot, podrasowany
wczesnokanibalowymi wykrętasami? Może tak z grubsza, choć nie przywiązywałbym
większej wagi do tej deklaracji. Bo choć „Mokvání V Okovech” nie dostarcza
jakiejś szczególnie oryginalnej ani wymagającej muzyki, to środki, którymi
efekt został osiągnięty zostały doprowadzone
do perfekcji. Niesamowity wokal, chyba jeden z najlepszych growli na
deathmetalowej scenie w tym momencie, mnóstwo nośnych, dobrych riffów, skuteczna
prostota kompozycji oraz genialne brzmienie krążka nakazują mi stwierdzić, że
Sněť sprostał oczekiwaniom i spełnił pokładane w nich nadzieje. Tak, co jak co,
ale produkcja tego wydawnictwa to jakieś mistrzostwo świata. Każdy instrument tutaj brzmi tłusto, brzmi
pełnie, dźwięcznie – jak słyszymy akordy gitar, to echo niesie, jak słyszymy
jebnięcie w bęben to słychać, że to
perkusja, a nie poduszka, puszka, karton, klawisz klawiatury, klepanie maty czy
pluszowy misiek bobasa sąsiadów. W kontekście współczesnych produkcji w tym
nurcie to co zrobiono na debiucie Czechów to czyste złoto. To jest bardzo dobra
płyta. To nie jest płyta wybitna, pomnikowa, o której będą pisać po latach. Ale
to jest bardzo dobra płyta, na tyle dobra, że fani death metalu powinni ją
zakupić. Ja dodać od siebie mogę, że nie po drodze mi z prostą muzyką, ale
propozycja Sněť jako jedna z nielicznych
zaskarbiła sobie moją przychylność. Warto, bardzo warto, bo tego typu płyty
pojawiają się na rynku bardzo rzadko.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz