czwartek, 1 kwietnia 2021

Recenzja Cambion „Conflagrate the Celestial Refugium”

 

Cambion

„Conflagrate the Celestial Refugium”

Lavadome Prod. 2021

 

O kurwa! Zapewne takimi słowami zareaguje większość maniaków śmierć metalu wrzucając do odtwarzacza debiut Cambion. Pierdolnięcie otwierające ten krążek jest bowiem niczym cios Tysona na szczenę. Blast, szalejąca w tle solówka i agresywny riff. Pierwsze skojarzenia momentalnie wędrują w kierunku Angelcorpse. Podobna wściekłość i siła przekazu. Do tego dorzućcie jeszcze pierwotną wściekłość w stylu Rebealliun czy Nephast i jesteśmy w domu. Czeska Lavadome nie należy do potentatów wydawniczych zalewających co tydzień rynek nowościami, ale od czasu do czasu potrafią pozytywnie zaskoczyć. Dzisiejszym daniem głównym jest niemiecko-amerykańskie trio wydające właśnie pierwszy duży album w ósmą rocznicę założenia zespołu. Jak wspomniałem na początku, panowie nie pierdolą się w tańcu tylko ukierunkowani są na sianie spustoszenia i okaleczanie narządów słuchu, katując przez niemal czterdzieści minut rasowym, staroszkolnym death metalem najwyższych lotów. Zostajemy tu w przeważającej większości wystawieni na bestialską chłostę, choć są też momenty, w których Cambion raczą nas bardziej pokręconymi akordami, nielicznymi zwolnieniami czy nawet fragmentem akustycznym. „Conflagrate the Celestial Refugum” to materiał bardzo intensywny ale też i odpowiednio urozmaicony. Gitary mielą gęsto i bezlitośnie a barwa i maniera wokalisty mocno przypomina rzyg Helmkampa. Słuchając tych ośmiu kompozycji nie mamy czasu na ani jedno ziewnięcie a energia z nich płynąca dodaje takiej adrenaliny, że nie sposób usiedzieć na dupie. Wpierdol spuszczany przez ten krążek jest ponadprzeciętny a rany goją się długo. Jeśli lubicie brazylijską scenę deathmetalową a nazwisko Palubicki jest dla was gwarantem jakości, to możecie łykać ten album w ciemno. O jakimkolwiek rozczarowaniu nie będzie mowy. Jedyną rzeczą, która mi się w przypadku „Conflagrate the Celestial Refugum”  średnio podoba, to kolorowa, przedstawiająca chuj wie co okładka. Jako jednak iż nie ma ona najmniejszego wpływu na zawartość muzyczną, jestem w stanie ten niedogodny element zaakceptować. Reszta jest pierwsza klasa.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz