wtorek, 13 kwietnia 2021

Recenzja MALIST „Karst Relict”

 

MALIST

„Karst Relict”

Northern Silence Productions 2021

 

Rosyjski Malist powraca ze swym trzecim albumem, kończącym epicką trylogię Karst Realm, opowiadającą o losach bohatera, który to przemierzając zaklęty labirynt, musi zmierzyć się z panującym tam tyranem, a także stoczyć wiele bitew z samym sobą w sferze psychicznej i wyjść z tej konfrontacji obronną ręką. Tyle, jeżeli chodzi o zarysowanie tła muzyki tworzonej przez odpowiadającego za ten projekt Ovfrost’a. Jeżeli zaś chodzi o dźwiękową zawartość tego krążka, to mamy tu naturalne rozwinięcie stylu, który prezentuje ten hord od początku swej muzycznej drogi, czyli klimatyczny, dosyć melodyjny Black Metal sięgający swymi korzeniami skandynawskiej II fali gatunku, ubarwiony melancholijnym, z lekka nostalgicznym parapetem, odrobinką fortepianu, akustycznych gitar i czystego śpiewu. Solidny to album, dźwięki na nim zawarte swobodnie płyną w przestrzeń, bujając zawodowo. Są tu także nieco mocniejsze, jadowite przyłożenia, żadnych ekstremizmów się jednak nie spodziewajcie, tu i tam przeleci jakaś dysonansowa zagrywka, bardziej progresywny element, czy też tekstura kierująca nasze myśli bardziej w stronę Post-Black Metalowych rozwiązań. Słychać wyraźnie, że Ovfrost zrobił postępy zarówno jako kompozytor, jak i instrumentalista i bardzo pewnie czuje się w stylu, który uprawia. W porównaniu z poprzednimi produkcjami Malist „Karst Relict” posiada bardziej rozbudowane, dopracowane i uporządkowane wałki, w których więcej się dzieje. O poprawie technicznego warsztatu najlepiej świadczą wielowarstwowe partie wiosła rzeźbiącego riffy o różnych odcieniach, jak i stopniach intensywności. Sekcja rzetelnie robi swoje, choć na tej produkcji przydałby się z jej strony większy ciężar, wówczas znajdujące się tu utwory zyskałyby większą głębię i moc. Słucha się tej płytki bezproblemowo, jednak tak, jak w przypadku poprzednich albumów tego jegomościa, muzyka ta bardzo niewiele po sobie zostawia. Trudno wskazać jakiś konkretny utwór, czy fragment, który miałby szanse zakorzenić się na dłużej. Brakuje tu charakterystycznych riffów, czy zdecydowanych punktów zaczepienia, które reprezentowałyby ten album. Brzmienie także jak na mój gust trochę zbyt klarowne, bo choć ma w sobie chłód i pewną porcję jadu, to jednak zdecydowanie brak tu oparów siarki i brudnego, chropowatego pierdolnięcia. Dlatego też pod koniec tego krążka zacząłem się już trochę nudzić, a po dwóch spotkaniach z „Karst… ”mam pewność, że trzeciego już nigdy nie będzie. Materiał wyłącznie dla fanów klimatycznego, melodyjnego, przystępnego Black Metalu.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz