LITOSTH
„Cesariana”
Personal
Records 2024
Litosth
to Brazylijski hord, którym od samego początku, czyli od roku 2016 niepodzielnie
włada multiinstrumentalista Maicon Ristow. Od czasu do czasu wspomaga go Wendel
Siota, który to tu, to tam szarpnie cztery struny, choć najczęściej przypada mu
rola pisania tekstów. Tak też jest na tegorocznym, trzecim w kolejności, pełnym
albumie zespołu, nad którym teraz właśnie zamierzam się nieco pochylić. Wendel
zajął się warstwą liryczną, natomiast strona instrumentalna pozostała w gestii
Maicona. W teksty wgryzać się nie mam zamiaru (ufam, że są na odpowiednim
poziomie), natomiast jeżeli chodzi o muzykę, to „Cesariana” zawiera prawie 49
minut klimatycznego, melodyjnego Black Metalu delikatnie pociągniętego glazurą
Metalu Śmierci. Jeżeli pomyśleliście teraz o zespołach pokroju Uada,
Thulcandra, Unanimated, Sacramentum, Arcturus,
Dissection, Dark Tranqullity, czy Rotting Christ z czasów „A Dead Poem” to
dobrze pomyśleliście. Słychać bowiem, iż grupy te odcisnęły na dźwiękach
tworzonych przez Litosth dosyć wyraźne piętno. Nic w tym jednak złego, gdyż
inspiracje te wzbogacono ciekawymi, dysonansowymi zagrywkami, atmosferycznymi
harmoniami wioseł, symfonicznymi ozdobnikami, mglistymi Post-Black Metalowymi
niuansami, jak i eklektycznymi, nasączonymi ciemnością strukturami, które
wywołują skojarzenia z aurą, jaka unosiła się nad sporą częścią utworów Depeche
Mode, czy Tears for Fears. Trzeci pełniak Brazylijczyków to płyta niewątpliwie
ciekawa i pełna mroku, jednak jak to często bywa w przypadku Melodic Black
Metalu, pewna część tego materiału jest zbyt bezpieczna, żeby nie powiedzieć,
że zachowawcza. Pozostałe segmenty tej produkcji ukazują jednak niemałą wartość
rzeczonej płytki, wykorzystując hipnotyczne, zapętlające się riffy, subtelne,
rytmiczne zwroty akcji, Post-Rockowe akcenty, czy bogate, kunsztowne rozwiązania
aranżacyjne. Bardzo fachowo skonstruowany to album, a mocna, soczysta,
organiczna produkcja sprawia, że słucha się go doskonale i trudno się od niego
oderwać. Ja sam, łapię się na tym, że chętnie po raz kolejny zagłębiłbym się w
zawartość „Cesariany”, choć krążek ten spędził już kilka ładnych godzin w mym
odtwarzaczu, a to nie zdarza się u mnie zbyt często, jeżeli chodzi o melodyjną
frakcję czarciego grania. I właśnie to powyższe zdanie niech będzie najlepszą
rekomendacją dla tej produkcji. Płytka warta sprawdzenia.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz