piątek, 16 sierpnia 2024

Recenzja Moose Cult „Book Of The Machines”

 Moose Cult

„Book Of The Machines”

Eat Lead And Die Music 2024

Moose Cult to czwórka angielskich artystów dobrze chyba znana na tamtejszej scenie, gdyż jej członkowie udzielają się w takich kapelach jak między innymi Monsterworks i Bull Elephant. Ich dźwiękowe zainteresowania (w obrębie wspomnianych projektów) kręcą się wokół doom i heavy metalu, które to typy muzyki łączą także z innymi podgatunkami gitarowego rzępolenia. W ramach Moose Cult również postanowili zespolić te gatunki, dokładając do tego trochę wpływów deta oraz progresywnych elementów. Podobnie jak na debiucie, bo „Book Of The Machines” to ich druga płyta, wyszła z tego nie tylko ciężka, ale też subtelna gędźba, w której mieszają się pierwiastki wcześniej wymienionych podgatunków. Na najnowszej propozycji tych Londyńczyków przeważają spokojne rytmy wynikające z tutaj najbardziej wyraźnych, klasycznych i doomowych wpływów, które kreują głęboko melancholijną i refleksyjną strukturę. Nie oznacza to jednak, że mamy tutaj do czynienia jedynie z powolnym graniem, które tylko wpędza w medytacyjne odrętwienie, ponieważ kwartet ten potrafi również agresywnie przygrzać, używając do tego śmierć metalowych atrybutów. Dzieje się tak w warstwie dźwiękowej i wokalnej, gdzie z hipnotycznych riffów i spomiędzy uspokajających solówek wystrzeliwują nagle szybsze i miażdżące akordy, a wokalizy podane są na wiele sposobów i wydobywają się z gardła mikrofoniarza z różnym natężeniem. Te intensywniejsze momenty mocno kontrastują z tą przewodnią, liryczną linią melodyczną, nadając jej ostrości i dynamiki tak, aby wszechobecna tu atmosferyczność nie uśpiła odbiorców ani ich zbytnio nie przytłoczyła, gdyż sprawia ona wrażenie dość intensywnie otulającej i odurzającej mgły, którą na szczęście od czasu do czasu rozwiewają te całkiem gorące uderzenia. Anglicy dodatkowo urozmaicają „Book Of The Machines” także szeregiem awangardowych zagrywek, co nadaje temu albumowi modernistycznego i technicznego sznytu. Co prawda nie ułatwia to odbioru, ale za to zmusza to bardziej uważnego wsłuchania się w tutejsze chwilami skomplikowane aranżacje. Ta swoista fuzja poszczególnych wpływów jest niewątpliwie oryginalna i ciekawa, a połączenie klimatycznego, brutalnego i progresywnego kostkowania w tej formie dość niespotykane. Może się podobać, ale nie musi. Zainteresowani z pewnością sprawdzą to wydawnictwo, zaś tych co nie boją się wyściubić nosa z podziemia namawiam do tego gorąco.

shub niggurath


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz