Isolert
„Wounds
Of Desolation”
Non Serviam Records 2024
To
już trzeci krążek w dyskografii tych Greków. Kiedyś obili mi się o uszy, ale
pamiętam, że specjalnie black metal w ich wykonaniu mnie nie porwał. Zatem z
dużym dystansem podszedłem do „Wounds Of Desolation” i w sumie się nie
zdziwiłem, bo jest tutaj kiepsko. Jedyne co Isolert wychodzi, to perfekcyjne
łączenie agresywności z melodią. W dość furiackie, wręcz wojenne rytmy,
wplatają oni epickie chwytliwości, których wychwycenie w pierwszych chwilach odsłuchu
nie jest takie oczywiste. Ukryte między szybkimi i gęstymi riffami, dodatkowo
delikatnie przykrytymi przez niskotonową sekcję, wychylają się dopiero po
chwili zupełnie psując wrażenie, że mamy do czynienia z materiałem silnym i
złowrogim. Dorzućmy do tego jeszcze kilka post-blackowych wtrąceń, parę
niepasujących do charakteru tej płyty solówek oraz homeryckich zwolnień i
gotowe. Wróć… jeszcze nie, bo dołożyć do tego jeszcze trzeba momentami nazbyt
egzaltowane wokale, chóralne pokrzykiwania, śladową ilość czystych zaśpiewów, a
także doskonałą produkcję o ciepłym brzmieniu. Teraz obraz „Wound Of
Desolation” jest gotowy, chyba że coś mi umknęło. Na mój gust Isolert to wilk w
owczej skórze, taki blagier, który próbuje przeniknąć do umysłów swoich
słuchaczy jako rozwścieczona bestia, zapodając jednak rozwodniony black metal,
skomponowany w oparciu o szereg kłująco do siebie nieprzystających wpływów.
Efektowna i łatwo wpadająca w ucho muzyka, lecz pod jej błyszczącą barwą kryje
się niestety tylko tombak. No, ale czegóż można by się spodziewać po greckim
black metalu.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz