wtorek, 27 sierpnia 2024

Recenzja Isolert „Wounds Of Desolation”

 

Isolert

„Wounds Of Desolation”

Non Serviam Records 2024

To już trzeci krążek w dyskografii tych Greków. Kiedyś obili mi się o uszy, ale pamiętam, że specjalnie black metal w ich wykonaniu mnie nie porwał. Zatem z dużym dystansem podszedłem do „Wounds Of Desolation” i w sumie się nie zdziwiłem, bo jest tutaj kiepsko. Jedyne co Isolert wychodzi, to perfekcyjne łączenie agresywności z melodią. W dość furiackie, wręcz wojenne rytmy, wplatają oni epickie chwytliwości, których wychwycenie w pierwszych chwilach odsłuchu nie jest takie oczywiste. Ukryte między szybkimi i gęstymi riffami, dodatkowo delikatnie przykrytymi przez niskotonową sekcję, wychylają się dopiero po chwili zupełnie psując wrażenie, że mamy do czynienia z materiałem silnym i złowrogim. Dorzućmy do tego jeszcze kilka post-blackowych wtrąceń, parę niepasujących do charakteru tej płyty solówek oraz homeryckich zwolnień i gotowe. Wróć… jeszcze nie, bo dołożyć do tego jeszcze trzeba momentami nazbyt egzaltowane wokale, chóralne pokrzykiwania, śladową ilość czystych zaśpiewów, a także doskonałą produkcję o ciepłym brzmieniu. Teraz obraz „Wound Of Desolation” jest gotowy, chyba że coś mi umknęło. Na mój gust Isolert to wilk w owczej skórze, taki blagier, który próbuje przeniknąć do umysłów swoich słuchaczy jako rozwścieczona bestia, zapodając jednak rozwodniony black metal, skomponowany w oparciu o szereg kłująco do siebie nieprzystających wpływów. Efektowna i łatwo wpadająca w ucho muzyka, lecz pod jej błyszczącą barwą kryje się niestety tylko tombak. No, ale czegóż można by się spodziewać po greckim black metalu.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz