czwartek, 29 sierpnia 2024

Recenzja Förgjord „Tie, Totuus & Kuolema”

 

Förgjord

„Tie, Totuus & Kuolema”

Werewolf Records 2024

Nie znam tej kapeli, ale pewnie ktoś tak, bo istnieje już od 1995 roku i na swym koncie ma siedem krążków więc niejeden fan fińskiego black metalu kiedyś na nią trafił. Ci, którzy lubią i słuchają Förgjord będą mogli (jeśli oczywiście nigdy nie mieli okazji) zapoznać się z nagraniami, które powstały na początku kariery tej grupy. Jest to demo z 2002 oraz trzy inne utwory. Charakter tej kompilacji ma, jak zaznacza jeden z członków Förgjord, zadanie tylko poglądowe, aby każdy zainteresowany późniejszymi dokonaniami Finów, mógł poznać, jak kształtował się ich zamysł na czarną sztukę. Tak więc za pośrednictwem „Tie, Totuus & Kuolema” dostajemy siedem numerów surowego bleczura, które zarejestrowane zostały w sali prób mieszczącej się na strychu jakiegoś tamtejszego gmaszyska. Proste i barbarzyńskie riffy, dudniący bas, szalona perkusja i opętane wokale, oto obraz ówczesnej rogacizny tych panów. Zimne i pokiereszowane brzmienie, chaos i furia to również pasujące przymiotniki do tej muzyki. Zmienne tempa, tasujące się akordy, w których momentami nie można odnaleźć jakiegokolwiek sensu, ponieważ generują taki bałagan, że głowa mała. Ta chwilami totalnie nierówna napierdalanka jest jednak szczera do bólu i wypływa z serc twórców lub przynajmniej z wielkiej chęci do komponowania ku chwale Szatana. Piwniczny i nieokiełznany black metal, który rani ruszy i kąsa do krwi. Nikomu normalnemu nie może się to podobać zatem chyba wszystko z nim w porządku. Wypełniony bluźnierstwem, niepodporządkowaniem, ale także odrobina bezsilności i smutku też się w nim znajduje. Nieokiełznane i zgrzytliwe jest to wydawnictwo. Tylko dla zainteresowanych.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz