piątek, 2 sierpnia 2024

Recenzja Horrendum Vermis „Cvlt of Malignant Entities”

 

Horrendum Vermis

„Cvlt of Malignant Entities”

Iron, Blood and Death Corporation 2024 (Re-Issue)

 


Do Argentyny zaglądamy nieczęsto. No, ale bądźmy szczerzy, zbyt wiele ciekawego tam się nie dzieje. Co nie oznacza, że nie dzieje się nic, prawda Krzysiu? Dzieje się choćby Horrendum Vermis, którego trzeci album ukazał się już trzy lata wstecz, a który wznowiony został przed chwilą nakładem Iron, Blood and Death Corporation. Czy warto zatem wrócić i spojrzeć na to, co zapewne przeoczyliśmy? Hmmm, tak i nie. Album ten ma zarówno kilka zalet, jak i wad. „Cvlt of Malignant Entities” to niemal godzina mieszanki siermiężnego death metalu z elementami nieco bardziej technicznymi i melodyjnymi. Obrazowo można powiedzieć, że to takie połączenie Dying Fetus (choć z mniej rytmicznymi akordami) z Death ze środkowego okresu. Czyli ciężkie, mechaniczne harmonie chwilami przechodzą w granie nieco lżejsze, wpuszczając do zadymionego pokoju odrobine świeżego powietrza. Także partie solowe stanowią tu odejście od dosadnego tonażu i przez chwilę unoszą słuchacza nieco wyżej. Można powiedzieć też, że na przestrzeni każdego z utworów sporo się dzieje, gdyż w zasadzie otrzymujemy tutaj cały przekrój temp, od totalnych zgniataczy po fragmenty blastujące, a nawet wstawki akustyczne. Wokalny dialog prowadzony jest na dwa głosy, między gutturalnym wymiotem a rejestrem wyższym, gdzieś w okolicy Tardy’ego. Ciekawą kwestią jest brzmienie tych nagrań, i tu wchodzimy już na poletko małych potknięć. Są na tym krążku momenty, gdzie gitary są albo nieobecne, albo kompletnie niesłyszalne. I mimo iż brzmi to w pierwszej chwili intrygująco, bo przypomina choćby grający na dwa basy Thecodontion, to nie do końca jestem przekonany, czy czegoś tym fragmentom jednak nie brakuje. Drugim minusem jest czas trwania „Cvlt of Malignant Entities”. Wspomniałem, że jest to niemal sześćdziesiąt minut, a przy tak niełatwym, bo wymagającym przynajmniej kilka odsłuchów materiale, nie jest to bynajmniej ułatwianie słuchaczowi zadania. Gdyby wyrzucić do kosza z piętnaście minut, wydawnictwo to byłoby zdecydowanie przystępniejsze. Z drugiej strony, nagrania te są tak równe, że gdyby coś na siłę eliminować, to chyba tylko drogą losowania. Zatem, podsumowując… Czuję w tym krążku jakiś potencjał, nawet solidny, ale jednocześnie uważam, że jest to pozycja dla wytrwałych. Podejmijcie zatem decyzję sami, czy warto po ten album sięgać. W sumie jako ciekawostkę można sprawdzić.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz