sobota, 31 sierpnia 2024

Recenzja Arkona „Stella Pandora”

 

Arkona

„Stella Pandora”

Debemur Morti Prod. 2024

Arkona powraca z albumem numer osiem! Pięć lat zajęło chłopakom skomponowanie następcy „ Age of Caprion”. Długo to i… krótko. Zleży jak na to spojrzeć. Ja zawsze uważam, że na dobrą muzykę warto czasem poczekać, i lepiej, żeby zespół dał sobie czas, niż spoglądał na kalendarz. Tym bardziej zespół z określoną renomą. Znamy przecież mnóstwo przypadków, kiedy po nagraniu pięciu, czy sześciu płyt, zaczyna się dźwiękonaśladownictwo i zjadanie własnego ogona, granie dla grania, bo wszyscy nazwę już znają, więc biznes idzie na zasadzie kuli śnieżnej. A Arkona? Ni chuja! Nie ma wciskania ludziom gówna do głowy. „Stella Pandora” to kolejny album udowadniający, że zespół z Wielkopolski reprezentuje klasę światową. Nowy album zespołu to dla mnie tak naprawdę dowód rzeczowy w kilku tematach. Po pierwsze, że można z sobą łączyć drapieżność i bardzo, ale to bardzo, chwytliwe melodie w jedna sidła. Po drugie, że black metal z użyciem klawiszy wcale nie musi być przesadnie osłodzony, o ile rzeczonego instrumentu używa się z głową. I to trzecie, że, jak często stoję jednak w opozycji, to teksty po naszemu wcale nie muszą być grafomańskie, czy po prostu idiotyczne. Dobra, to jeszcze dorzucę to czwarte, chyba najważniejsze, choć poniekąd o tym wspomniałem na wstępie. Zespół wcale nie musi się brzydko starzeć wraz z liczbą nagranych płyt. Jeszcze nie ochłonąłem, bo to mi pewnie chwilę zajmie, ale, żeby nie przesadzić, zapewniam was, że „Stella Pandora” na pewno nie odstaje, ani o jotę, od najlepszych płyt Arkony. Owszem, jest kontynuacją stylu, ale podkreślam to słowo, kontynuacją, a nie kopiowaniem samego siebie. No dobra, jakiś gieroj mi powie: to w czym się chłopaki apgrejdowali? No to odpowiem krótko – ciężko się apgrejdować, jeśli i tak gra się na najwyższym poziomie, bo nieboskłonu pan nie przebijesz. Arkona jest ikoną polskiego black metalu, dla niektórych jego monumentem. „Stella Pandora” to black metal z najwyższej półki, zawierający w sobie dosłownie wszystko, czego maniak tego gatunku mógłby oczekiwać. Jest to płyta wkurwiona, zagrana na maksymalnym speedzie, płyta na wiele odsłuchów, wgryzająca się w łeb, skłaniająca do przemyśleń (teksty), i kultywująca najlepsze tradycje gatunku. Jest to płyta z gatunku tych, których przegapić po prostu nie można. Ja niczego więcej nie potrzebuję.

- jesusatan

2 komentarze:

  1. Może warto by było przez pisaniem recenzji posłuchać choć raz płyty a nie pisać ogólniki z których jasno wynika że autor płyty nie słyszał

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze najpierw piszemy recenzję, a dopiero potem słuchamy płyty.

    OdpowiedzUsuń