„Gedankentempeln”
Chaos Records 2024
Ależ
wyborną płytkę wysmażył nam ten ukrywający się za nazwą Seltsame Erden obywatel
Niemiec. Kurwa, no po prostu nie mam pytań! „Gedankentempeln” to ciężki,
zawiesisty, pełen mistycznej atmosfery i okultystycznych wibracji,
skondensowany krążek, z którego lepki
mrok wylewa się całymi cysternami, a jego w chuj ponury, mizantropijny feeling burzy
poczucie wewnętrznego komfortu, przytłacza i zarazem poniewiera niesamowicie. Nie
dziwie się, że włodarze Chaos Records zaopiekowali się tym materiałem (gdybym posiadał
własny label, to bez dwóch zdań sam bym to zrobił). Ta płytka naprawdę powala.
Na kanwie tradycyjnie zdefiniowanego Black Metalu sięgającego swymi korzeniami w
głąb II fali gatunku L. (czyli wódz tego
projektu) stworzył miażdżący dogłębnie, muzyczny kolaż, który prócz
wspomnianych tu już, czarcich dźwięków odważnie wykorzystuje tłuste, grube
akcenty charakterystyczne dla staroszkolnego, głównie europejskiego (choć nie
tylko) Metalu Śmierci, oraz z odwagą w sercu eksploruje i zasysa do swej
twórczości cmentarne, pogrzebowe tekstury, które swe źródło mają w najbardziej
żałobnej formie Funeral Doom Metalu. Odrobina ambientowo ukierunkowanego
klawisza także dokłada tu swoje kilka groszy,
podkreślając niepokojący, hipnotyczny, zaimpregnowany ciemnością klimat
unoszący się nad tą produkcją. Muzyka Seltsame Erden jest tak skonstruowana,
aby jej bieguny zapętlały się wokół słuchacza i stopniowo odbierały mu życiodajny
oddech, co w ostatecznym rozrachunku mogłoby doprowadzić tych bardziej miętkich,
niezaprawionych w bojach odbiorców do krainy wiecznych łowów (i nie mam zamiaru
się tu wywyższać, czy też deprecjonować młodszych adeptów metalowego
szaleństwa, ale kurwa takie są fakty). Ta płyta nie jest bowiem dla
pierwszoroczniaków bądź sezonowców, gdyż najzwyczajniej w świecie może ona
zrobić im krzywdę i to niemałą. Dźwięki, jakie produkuje Seltsame Erden, głęboko przepełnione są bowiem egzystencjalnym
bólem, oraz tradycyjnie podaną, szlachetną mizantropią, która dotyka do żywego
i wypala w duszy słuchacza swe piętno rozgrzanym do białości żelazem. Może
zabrzmi to nieco melodramatycznie, ale ta na wskroś klasyczna w swej formie,
ponura płytka zauroczy i wywoła dreszcz emocji u każdego maniaka, który był
świadkiem powstania, rozkwitu i triumfu drugiej fali diabelskiego grania. Taki
Black Metal to stary Hatzamoth zawsze, wszędzie i w każdych ilościach. Mam
nadzieję, iż na kontynuację „Świątyń Umysłu” dowodzone przez L. Dziwne Ziemie
nie każą nam czekać zbyt długo. Wyśmienity krążek.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz