czwartek, 15 sierpnia 2024

Recenzja Shitangel „Brown Bath Resurrection”

 

Shitangel

„Brown Bath Resurrection”

Bestial Invasion 2024

Ale gówniana nazwa. Tytuł nie mniej kałowy. I okładka. A jaka shitowa muzyka i brzmienie… Aż nie wiem, czy słuchając tych piosenek nie wypadałoby zatkać nosa, najlepiej klamerką. Zresztą mi tam jeden chuj, i tak mam całe życie chroniczny nieżyt nosa. No ale do rzeczy… Shitangel to trzech kolesi ze Stanów (plus panna o uroczej ksywce "Mary, Mother of Shit", odpowiedzialna tutaj za wokale), działających pod wspomnianą nazwą niezbyt długo, bo z pięć lat. Mają widać zamiłowanie do odchodów, bo nawet jedynego do tej pory zarejestrowanego pełniaka zatytułowali gównopodobnie. Ich najnowszy wysryw to niecałe pół godziny muzyki, którą można najprościej określić jako „napierdol”. I jest to szufladka jak najbardziej adekwatna do zawartości „Brown Bath Resurrection”, bo chłopaki w dupie mają (a to zaskoczenie!) segregację gatunkową. Mieszają ze sobą death, thrash, punk, grind, cokolwiek im do głowy przyjdzie, w chwilami bardzo chaotycznym, czy też amokowym szale, i przyświeca im tylko jeden cel. Ma być szybko, brudno i prostacko. Broń cię panie borze, by znalazło się w tych kompozycjach za dużo melodii. Unikaj chłopaku / dziewko standardowego podziału na zwrotki i refreny. A już na pewno nie tykaj grania choćby minimalnie przypominającego współczesne trendy. Shitangel nie grają muzyki, oni po prostu  napierdalają na chama niczym swego czasu Impaled Nazarene czy Repulsion. I bynajmniej nie mam na myśli, że muzyka Amerykanów zainspirowana jest wspomnianymi nazwami, choć wykluczyć tego nie można. Nie wiem też, czy jednoznaczną wskazówką są covery zamieszczone na tym EP’ku, czyli Gehennah i (jako hidden track) Dellamorte. Ale powiem wam krótko… Chuj w to wszystko, bo dopóki muzyka Shitangel sprawia od chuja radochy takiemu prymitywowi jak ja, nie ma to żadnego znaczenia. Powiedzcie, komu potrzebna oryginalność? I czy w ogóle w tego typu kwadratowych produkcjach ktokolwiek, gustujący w metalu z lat osiemdziesiątych / dziewięćdziesiątych, będzie się doszukiwał, albo wypatrywał innowacji? Nie! Ma być ostro po ryju? To jest! Koniec tematu. A że obiektywnie rzecz ujmując album ten nie ma szans na jakiekolwiek „ochy’ i „achy” ze strony szerszego grona? Myślicie, że Jankesi się tym przejmują… Wysrane na to mają. I tym, ponownie gównianym, stwierdzeniem zakończmy. Bo chyba już wszyscy wiedzą o co się rozchodzi.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz