Dark
Deeds
„Death
Keeps” E.P.
Self-Release 2024
Teraz
będzie trochę deathcore’a, bo taką właśnie muzę gra ten młodziutki band z
Milwaukee, który debiutuję swoją epką, nagrywaną w kamperze podczas wycieczki
autostradami Wisconsin. Dostępna ona będzie na wszystkich znanych platformach
streamingowych, a czy wyjdzie na fizycznym nośniku… chuj wie. Gatunek w jakim
ten kwartet rzeźbi to jak już wspomniałem death-core z naciskiem na ten drugi
człon i z mocnym dodatkiem mułu. Tak więc przy użyciu tych środków Dark Deeds
skomponowali siedem kawałków mocnego w swym wyrazie „metalu”, który gniecie
ciężkimi i rytmicznie rwanymi riffami przy akompaniamencie zdecydowanej sekcji niskotonowej,
a wszystkiemu towarzyszą chropowate i gardłowe wokale, niebywale wzmacniające i
tak już dużą siłę przekazu wykorzystanego tu instrumentarium. Niby nic nowego,
ale materiał ten zagrany jest z dużym zaangażowaniem i szczerą agresją. Wydało
to porażający plon w postaci apodyktycznej muzyki, która wbija się brutalnie w
głowę niczym kafar tylko po to, aby to co z nas zostanie zmiażdżyć jak walec
drogowy. W te bijące w równych interwałach akordy Amerykanie wplatają odrobinę
industrialnych zaciągnięć oraz piskliwych przesterów, co wzbogaca ten
delikatnie zalatujący sludge metalem krążek o urbanistyczny wydźwięk. Powoduje
to, że poza nieco bagnistym i punkowym klimatem, dostajemy również troszeczkę
brudnego, miejskiego rzępolenia, w którym poszczególne zagrywki wprowadzają
sporo neurotycznej aury. Podsumowując, „Death Keeps” to ciekawy debiut wypełniony
konfrontacyjną muzyką, która w asertywny sposób przeciwstawia się usiłującym
zapanować nad obecnym światem wątpliwym wartościom. Jeśli lubicie takie granie
to bierzcie, ponieważ w obrębie takiego muzykowania to bardzo dobra rzecz.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz