środa, 28 sierpnia 2024

Recenzja Dark Deeds „Death Keeps”

 

Dark Deeds

„Death Keeps” E.P.

Self-Release 2024

Teraz będzie trochę deathcore’a, bo taką właśnie muzę gra ten młodziutki band z Milwaukee, który debiutuję swoją epką, nagrywaną w kamperze podczas wycieczki autostradami Wisconsin. Dostępna ona będzie na wszystkich znanych platformach streamingowych, a czy wyjdzie na fizycznym nośniku… chuj wie. Gatunek w jakim ten kwartet rzeźbi to jak już wspomniałem death-core z naciskiem na ten drugi człon i z mocnym dodatkiem mułu. Tak więc przy użyciu tych środków Dark Deeds skomponowali siedem kawałków mocnego w swym wyrazie „metalu”, który gniecie ciężkimi i rytmicznie rwanymi riffami przy akompaniamencie zdecydowanej sekcji niskotonowej, a wszystkiemu towarzyszą chropowate i gardłowe wokale, niebywale wzmacniające i tak już dużą siłę przekazu wykorzystanego tu instrumentarium. Niby nic nowego, ale materiał ten zagrany jest z dużym zaangażowaniem i szczerą agresją. Wydało to porażający plon w postaci apodyktycznej muzyki, która wbija się brutalnie w głowę niczym kafar tylko po to, aby to co z nas zostanie zmiażdżyć jak walec drogowy. W te bijące w równych interwałach akordy Amerykanie wplatają odrobinę industrialnych zaciągnięć oraz piskliwych przesterów, co wzbogaca ten delikatnie zalatujący sludge metalem krążek o urbanistyczny wydźwięk. Powoduje to, że poza nieco bagnistym i punkowym klimatem, dostajemy również troszeczkę brudnego, miejskiego rzępolenia, w którym poszczególne zagrywki wprowadzają sporo neurotycznej aury. Podsumowując, „Death Keeps” to ciekawy debiut wypełniony konfrontacyjną muzyką, która w asertywny sposób przeciwstawia się usiłującym zapanować nad obecnym światem wątpliwym wartościom. Jeśli lubicie takie granie to bierzcie, ponieważ w obrębie takiego muzykowania to bardzo dobra rzecz.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz