Death.Void.Terror
“To the Great Monolith II”
Repose
Records 2020
Death.Void.Terror
to twór o którym tak naprawdę niewiele wiadomo, poza tym że pochodzi ze
Szwajcarii i jest częścią Helvetic Underground Committee. Już sam ten fakt jest
wystarczającą zachętą, by przyjrzeć się bliżej jego twórczości. Po wydanym niecałe dwa lata temu debiucie,
zespół powraca właśnie z kolejną częścią konceptu „To the Great Monolith” i
zapewniam was, będziecie ignorantami, jeśli przejdziecie obok tego dzieła
obojętnie. Cztery utwory trwające łącznie prawie czterdzieści trzy minuty to
dźwięki wykraczające poniekąd poza tradycyjne rozumienie muzyki. A właściwie
stanowiące coś więcej niż sama muzyka. Rdzeń tejże stanowi mieszanka doom,
death i black metalu o maksymalnej gęstości. Przytłaczające, dudniące brzmienie
sprawia, że odbiór tego krążka może być równie łatwy, co oddychanie gorącą smołą.
Nic nie jest tutaj podane na tacy, lecz dobrze skryte za gęstym parawanem dymu,
dlatego dotarcie do serca Death.Void.Terror jest zadaniem wyłącznie dla
cierpliwych i… odważnych. Dlaczego? Dlatego, iż słuchając tych czterech
potworów można odkryć w sobie uczucie autentycznego lęku i niepewności. Z tego
powodu wspominałem, iż jest to coś więcej niż wyłącznie dźwięki, to pewnego
rodzaju doświadczenie czegoś nadprzyrodzonego, czegoś co nie do końca da się
zrozumieć. Poszczególne numery, o ile damy im czas, wchłaniają słuchacza pomalutku,
lecz dokładnie. Ich struktura sprawia, iż chwilami wydaje się że są wynikiem
przynajmniej częściowej improwizacji. Pojawiają się tutaj masywne riffy,
świdrujące w tle tremolo a także niesamowite krótkie interludia kojarzące się z
Dakhma czy Arkhaaik, czyli zespołami będącymi częścią wspomnianego wcześniej
kręgu. „To the Great Monolith II” jest także niezwykle hipnotyzujący,
powodujący iż można stracić rachubę czasu. Przeplatające się mocno zróżnicowane
wokale, nieco wycofane i przytłumione, raz grzmiące, innym razem przypominające
zaśpiewy, a raczej jęki, szamana potrafią nieźle namieszać w głowie i potęgować
wspomniane wcześniej uczucie strachu. Ostatni utwór na płycie jest nieco
odmienny od reszty i stanowi pewnego rodzaju przebudzenie śpiącego potwora,
jest eksplozją wszystkiego, co nagromadziło się w nim do tego momentu. Mam już
swoje lata i wiele w życiu słyszałem. Dlatego cieszę się, gdy docierają do mnie
takie płyty jak „To the Great Monolith II”. Płyty, które mogę przeżyć a nie
tylko posłuchać. To, czy ten krążek wam się spodoba, czy też nie, jest w tym
przypadku sprawą wyjątkowo indywidualną. Mną zawładnął całkowicie i już dziś
jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do najlepszych albumów roku, który
jeszcze się jeszcze przecież nawet nie rozpoczął. Świetna rzecz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz