środa, 4 grudnia 2019

Recenzja ENTHRONED „Cold Black Suns”


ENTHRONED
Cold Black Suns”
Season of Mist 2019

Kurwa, ale ten czas zapierdala! Doskonale pamiętam, gdy Enthroned wypuszczał swój plugawy, pierwszy album długogrający, a tu już stuknęło im 25 lat siania nienawiści i wychwalania Szatana. Wydana po 5-ciu latach od poprzedniego albumu, tegoroczna płyta zatytułowana „Cold Black Suns” to już jedenasty, pełny krążek Belgijskiej hordy, krążek bardzo dobry, dodajmy, przepełniony agresją, ale i gęstą, mroczną atmosferą. Produkcję tę wypełniają zarówno zimne, jadowite riffy wspomagane siarczystym przypierdoleniem sekcji, jak i klimatyczne, rytualne partie, modlitewne frazy oraz ponure, rozciągnięte, grubo wykręcone dysonanse, że o świetnych, zróżnicowanych, bluźnierczych wokalizach nie wspomnę. W ten mroczny monolit wpleciono sporo dusznych, ciemnych, podniosłych, momentami ceremonialnych wręcz melodii, co sprawia, że album ten emanuje siłą, piekielną dumą i hermetyczną, monumentalną aurą. Brzmienie oczywiście z najwyższej półki, jest bezkompromisowo, soczyście, potężnie i mocno, ale zarazem organicznie, tajemniczo i hipnotycznie. Nie jest to z pewnością płyta rewelacyjna, wybitna, czy wynosząca Black Metal na inny poziom. Jest to bardzo dobry, smolisty, pogrążony w ciemnościach album, którego naprawdę chce się słuchać, przynajmniej ja tak mam. „Cold…” z każdym kolejnym odsłuchem wciąga coraz głębiej i zachęca, aby odkrywać jego piekielne, zaklęte rewiry i chyba właśnie w tym tkwi klucz do tego albumu. Polecam nie tylko zdeklarowanym fanom Czarciego Metalu, gdyż uważam, że to płyta, której warto poświęcić czas, nawet jeżeli później okaże się, że to nie do końca Wasza bajka.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz