ENTHRONED
„Cold
Black Suns”
Season
of Mist 2019
Kurwa, ale ten czas
zapierdala! Doskonale pamiętam, gdy Enthroned wypuszczał swój
plugawy, pierwszy album długogrający, a tu już stuknęło im 25
lat siania nienawiści i wychwalania Szatana. Wydana po 5-ciu latach
od poprzedniego albumu, tegoroczna płyta zatytułowana „Cold Black
Suns” to już jedenasty, pełny krążek Belgijskiej hordy, krążek
bardzo dobry, dodajmy, przepełniony agresją, ale i gęstą, mroczną
atmosferą. Produkcję tę wypełniają zarówno zimne, jadowite
riffy wspomagane siarczystym przypierdoleniem sekcji, jak i
klimatyczne, rytualne partie, modlitewne frazy oraz ponure,
rozciągnięte, grubo wykręcone dysonanse, że o świetnych,
zróżnicowanych, bluźnierczych wokalizach nie wspomnę. W ten
mroczny monolit wpleciono sporo dusznych, ciemnych, podniosłych,
momentami ceremonialnych wręcz melodii, co sprawia, że album ten
emanuje siłą, piekielną dumą i hermetyczną, monumentalną aurą.
Brzmienie oczywiście z najwyższej półki, jest bezkompromisowo,
soczyście, potężnie i mocno, ale zarazem organicznie, tajemniczo i
hipnotycznie. Nie jest to z pewnością płyta rewelacyjna, wybitna,
czy wynosząca Black Metal na inny poziom. Jest to bardzo dobry,
smolisty, pogrążony w ciemnościach album, którego naprawdę chce
się słuchać, przynajmniej ja tak mam. „Cold…” z każdym
kolejnym odsłuchem wciąga coraz głębiej i zachęca, aby odkrywać
jego piekielne, zaklęte rewiry i chyba właśnie w tym tkwi klucz do
tego albumu. Polecam nie tylko zdeklarowanym fanom Czarciego Metalu,
gdyż uważam, że to płyta, której warto poświęcić czas, nawet
jeżeli później okaże się, że to nie do końca Wasza bajka.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz