piątek, 6 grudnia 2019

Recenzja Marras "Where Light Comes To Die"


Marras
"Where Light Comes To Die"
Spread Evil 2019

Znacie Marasa? Ja jednego znam, choć nie widziałem go już w chuj lat, ale ponoć ma się dobrze. Nie o niego jednak dziś chodzi. Marras, który właśnie zagościł w moim odtwarzaczu to całkowity nowo-twór uderzający z kraju, w którym "perkele" oznacza to samo co najpopularniejsze słowo w naszym rodzimym języku. I to uderza w całkiem niezłym stylu. Ich debiutancki album rozpoczyna chory, klimatyczny prolog, kojarzący mi się z zapisem rozmów z psychiatrą przez radio, po którym następuje intro właściwe, czyli instrumentalny, nastrojowy numer w klimatach Mortiis. Można powiedzieć takie intro do intra, jednak zaraz potem chłopaki biorą się do roboty i zaczynają właściwą zabawę. Tą stanowi bardzo zgrabnie zagrany i dość melodyjny black metal. Trzeba przyznać, że utwory na debiucie Finów są bardzo wyważone. Jest w nich sporo agresji połączonej z solidną dawką wpadających w ucho akordów. Mimo iż brzmienie jest tutaj dość klarowne i czytelne, można je zdecydowanie wrzucić do standardów lat minionych. Bardzo zimny wokal przyjemnie drażni uszodoły a płynące w tle nieco transowe melodie potrafią solidnie potarmosić i mocno wbić się w łepetynę. Te ostre numery Marrasowi faktycznie wyszły. Wszystko w nich płynie jak należy, mimo iż nie jest to żadne odkrywanie Ameryki a jedynie bardzo dobre odwzorowywanie tego, czego lata dziewięćdziesiąte uczyły. Nie jestem jednak w stanie zrozumieć, dlaczego zespół w przeciągu tych trzydziestu kilku minut wrzucił tak wiele interludiów. Owszem, są to bardzo pomysłowo zaprojektowane przerywacze, nie jakieś tam chamskie pitolenie, jednak ich ilość równa się niemalże muzyce właściwej. A szkoda, bo widać, że panowie pomysły mają bardzo ciekawe i potrafią mocno kąsać. Słuchając tego albumu mam jednak wrażenie jakby ktoś mi pierdolnął w ryj, po czym natychmiast przełożył na obolały policzek worek z lodem, po czym proces ten powtarzał. No cóż, może w tym szaleństwie jest metoda. Mimo tej sinusoidy "Where Light Comes To Die" to solidny i obiecujący debiut. Zdecydowanie będę wypatrywał następnego materiału Fińczyków. Mam jedynie nadzieję, iż będzie on bardziej nastawiony na zadawanie ran niż głaskanie po głowie.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz