niedziela, 8 grudnia 2019

Recenzja Ruho "The Devout Thrum"


Ruho
"The Devout Thrum"
Fallen Temple 2019

Ruhoć się, czy nie Ruhoć, oto jest pytanie. Dokładnie takie sobie stawiałem, gdy Dawid podesłał mi nowy album fińskiego zespołu o kojarzącej mi się jednoznacznie, niczym piętnastolatkowi, nazwie. Kiedyś przemknęła mi ona za sprawą debiutanckiej płyty, która to jednak utonęła w zalewie rozmaitości. Niemalże podobny los spotkał "The Devout Thrum", bo pierwszy odsłuch nie zwiastował fajerwerków, lecz wybrałem się z młodszym potomstwem na długi spacer, w trakcie którego zapuściłem sobie do nauszników wspomniany album i... zażarło niesamowicie. Finowie są piewcami jeśli nie leśnego, to przynajmniej zagajnikowego black metalu, czyli gatunku, który niezbyt mocno mi robi. Dodatkowo sami sobie rzucają kłody pod nogi. Największą z nich jest ciut dziwaczne brzmienie. Silnie wysunięta do przodu sekcja rytmiczna przy pierwszym kontakcie mocno zagłusza, a przynajmniej tłumi, to co się na tym krążku dzieje. Dlatego też można odnieść wrażenie, że jest on monotonny i nijaki. Nic bardziej mylnego. Co prawda praca pałkera na tym albumie nie należy do gatunku "wirtuozeria" i jest w rzeczy samej dość powtarzalna, co jednak ma poniekąd swój cel. Dzięki temu album hipnotyzuje i wprowadza w pewien rodzaj transu. Jeśli ostatecznie przegryziemy się przez te jednostajne kanonady odnajdziemy coś w rodzaju drugiego dna "The Devout Thrum". Stanowią je rosnące w siłę, wkręcające się w pamkę hipnotyzujące tremolo rodem z lat dziewięćdziesiątych. Co prawda są one równie powtarzalne jak wspomniane bicie werbla, jednak właśnie w tym tkwi siła tej płyty. Jest ona niczym Kaszpirowski, powtarzający swoją wyliczankę. Sprawia, iż można doprawdy stracić poczucie czasu i obudzić się, nie wiedząc jaki mamy dzień. Mocno, oj mocno buja ta płyta, nawet mimo to, iż w zasadzie nie prezentuje niczego odkrywczego. Niby są to melodie już kiedyś zasłyszane, ale czyż nie takie właśnie kochamy najbardziej? Dodatkowym potwierdzeniem faktu, iż jest to krążek dla cierpliwych jest to, iż każdy następny numer jest coraz ciekawszy i bogatszy. Dlatego też nie wyobrażam sobie słuchania nowego materiału Ruho po łebkach albo na wyrywki. Ten album stanowi nierozerwany monolit i tak też należy go traktować. Mimo iż nie jest to jakieś mistrzostwo świata, czy odkrywanie nowych kontynentów, zdecydowanie warto poświęcić Finom tyle uwagi na ile zasługują. Pomimo wstępnego sceptycyzmu wiem dziś, iż będę do tej płyty wracał. Jest zdecydowanie warta uwagi. Dajcie jej szanse a bankowo was wyRuho.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz