Ploughshare
"Tellurian
Insurgency"
I,
Voidhanger Records 2019
Z
notki promocyjnej do tego wydawnictwa dowiedziałem się, że podobno
Ploughshare mocno namieszał w zeszłym roku swoim debiutanckim
albumem. Heh, jasne... hasło tak samo oklepane jak "Nasz nowy
album jest najlepszy". Co wy, starego misia na sztuczny miód? Z
takimi właśnie myślami włączyłem sobie na dobranoc "Tellurian
Insurgency" i... dość długo nie zasnąłem. Bardzo szybko
przyszło mi do głowy porównanie do recenzowanego kilka chwil
wcześniej Bones, który to mieszał gatunki jak pijany kucharz
bigos. Ploughshare czyni podobnie, jednak udowadnia, że mieszać to
jednak trzeba umieć a nie tylko umić. Australijczycy na tym nieco
ponad dwudziestominutowym wydawnictwie prezentują spory wachlarz
nietuzinkowych pomysłów, pod które inspiracje płynęły z
teoretycznie niezbyt zgodnych ze sobą odmian ekstremy. Pierwsze dwa
numery to bardzo ciekawy i intensywny, duszny death/black metal,
mówiąc w uproszczeniu. Poza smolistymi ciężkimi riffami
tasującymi się z zagranymi na pełnej piździe blastującymi
patentami, pojawiają się tu bowiem fragmenty doom metalowe a nawet
post-punkowe. A wszystko zostało tak idealnie do siebie dopasowane,
że zazębia się niczym trybiki w szwajcarskim zegarku. Wokalista
także eksperymentuje ze swoim głosem raz growlując, raz wrzeszcząc
by za chwilę pojęczeć czy użyć czystszej formy ekspresji lub w
dalszej części krążka przeróżnych efektów. Wiele rzeczy dzieje
się na drugim planie, dlatego też sporo smaczków można wyłapać
dopiero po dokładniejszym zapoznaniu się z tymi utworami. Kolejny,
trzeci z nich, to remiks utworu z debiutanckiej płyty, w którym
paluchy maczał niejaki Andrew Nolan. Nie znam oryginału, lecz
wersja zamieszczona na "Tellurian Insurgency" to mieszanka
death metalu z industrialnym chłodem i bezdusznością elektroniki.
Dodatkowego poczucia niepokoju i niepewności dodają tutaj
przeraźliwe wokale, chwilami niemal paniczne. Bardzo oryginalnie
brzmi ten utwór, lecz to jeszcze nie koniec. Materiał wieńczy
"Xeno – Chemical Insider" na którym zespół popłynął
już na maksa. Przychodzi mi w tym momencie do głowy skojarzenie z
najlepszymi momentami Ministry, ciężkim beatem, metalicznym
posmakiem w ustach i czymś nieznanym czającym się tuż za plecami.
Świetne zakończenie, mające zapewne dać nam dużo do myślenia na
temat przyszłego materiału Australijczyków. Z drugiej jednak
strony wiadomo, że EP-ki i mini to najlepsze narzędzia, by
namieszać ludziom w głowach. Mi ten materiał namieszał ogromnie.
Mimo iż złożony z dwóch różnych połówek, idealnie ze sobą
współgrający i nie pozwalający zbyt łatwo się oderwać. Na
pewno poszukam i sprawdzę debiut Ploughshare, po tym co tu
usłyszałem po prostu muszę. Bardzo intrygujący materiał.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz