poniedziałek, 2 grudnia 2019

Recenzja TRANQUILLIZER 247 „Dziesięć”


TRANQUILLIZER 247
„Dziesięć”
Another Side Records 2019

No, jednak nasze chłopaki, jak tylko chcą, to potrafią dojebać do pieca! Pierwsza, pełna płyta Częstochowskiego Tranquillizer 247 to niby nic wyszukanego, ot konkretny, brutalny, znany już doskonale i lubiany Death/Grind, a jednak podczas słuchania tego albumu banan nie schodził mi z pyska ani na sekundę. „Dziesięć” to…dziesięć wałków (a jakże by inaczej), w których mieszają się techniczne, Death Metalowe zagrywki, proste jak świński ogon Grindowe jazdy i odrobina szarpanego grania charakterystyczna dla core’owej stylistyki. Słyszymy tu zatem gniotącą konkretnie sekcję, rozrywające riffy i ekstremalne wokale, wśród których króluje ryjący w błocie prosiak przeplatany agresywnymi wrzaskami. Miażdżące, Śmierć Metalowe walce także tu znajdziemy, zatem jest to album z rodzaju tych do tańca i do…tańca, zwłaszcza po kilku głębszych, z ulubionym napojem alkoholowym w dłoni. Płytka napierdala, jak należy, ma fajny drive i charakteryzuje się wysoką słuchalnością. Nie mogło oczywiście zabraknąć odrobiny „naszego” humoru, a słuchając takich: „Kristin”, czy „Pitbull” można naprawdę oddać na plecy. Brzmienie soczyste, mocne i selektywne, dzięki czemu materiał ten potrafi kopnąć w krocze z odpowiednią siłą, jednakże słychać tu pewne drobne różnice w tym elemencie pomiędzy utworami, zwłaszcza pod koniec płyty. Zatem album ten albo był nagrywany na kilku sesjach, albo zabrakło siana, albo wychodzi brak doświadczenia, jeżeli chodzi o pracę w studio, albo powody takiego stanu rzeczy były zgoła odmienne. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadza i mam to generalnie w chuju. Uważam, że to dobra płyta, która zamiata konkretnie, a i rozbawić potrafi, a co najważniejsze podoba mi się, mimo że nie jest to żaden Grind’owy armagedon. Polecam zatem ten materiał wszystkim Death/Grind’owym wykolejeńcom. Po raz kolejny okazało się, że Polak potrafi.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz