środa, 4 grudnia 2019

Recenzja Umbra Conscientia "Yellowing of the Lunar Consciousness"


Umbra Conscientia
"Yellowing of the Lunar Consciousness"
Terratur Possessions 2019

Jeśli nazwa Umbra Conscientia nic wam nie mówi, to nic dziwnego. Jest to bowiem nowy twór na mapie, leżący gdzieś pomiędzy Kostaryką a Niemcami. Jako iż z tego pierwszego kraju kilka zespołów mnie ostatnimi czasy pozytywnie zaskoczyło, liczyłem iż tym razem być może stanie się podobnie. Tym bardziej, że już sama okładka bardzo skutecznie przykuwa oko. No i bingo! "Yellowing of the Lunar Consciousness" mimo iż jest debiutem, nie jest bynajmniej albumem skomponowanym przez nowicjuszy. W szeregi zespołu wchodzą bowiem członkowie takich ansambli jak Dysangelium czy Corpse Garden. Chłopaki nagrali na to wydawnictwo sześć utworów niesamowicie jadowitego i zimnego jak kostka lodu black metalu w najlepszym, skandynawskim stylu. W zasadzie wszystkie z nich utrzymane są w szybkim tempie i spuszczają niezły wpierdol już od samego początku. Blast goni blast a gitarowe riffy ranią niczym ciernie wbijające się w skronie syna stolarza. Nie jest to jednak bezmyślna młócka. Kompozycje są bardzo dojrzałe i przemyślane tworząc wspólnie prawdziwy czarny monolit. Chwilami brzmi to bardzo mechanicznie, niemal bezdusznie. Gdzie indziej, jak choćby w "Romance of Contradictions" przemknie jakiś dysonans lub chwytliwy riff przypominający Norwegię z lat dziewięćdziesiątych. Nie ma tutaj natomiast żadnego słodzenia czy zabawy w niepotrzebne urozmaicacze. Wszystko oparte jest, jak Szatan przykazał, o podstawowe instrumentarium i bezlitosne akordy. Jedynym bardziej nastrojowym fragmentem krążka jest jego preludium oraz zakończenie. Reszta wypełniona jest miażdżącymi perkusyjnymi kanonadami, wciągającymi melodiami osadzonymi gdzieś pomiędzy wczesnym Enthroned, Mysticum, Katharsis czy Emperor oraz niesamowitym wokalem. To, co na tej płycie wyczynia niejaki F. przyprawia mnie o pieczenie w górnej części przełyku. Gość zdziera gardło tak intensywnie, że włosy stają dęba. Wyobraźcie sobie coś pomiędzy Grishnackhiem a młodym Ihsahnem i pomnóżcie razy trzy. To wszystko razem tworzy album co najmniej ponadprzeciętny. Do bólu klasyczny jednak posiadający własną tożsamość i przede wszystkim rozkładający na łopatki większość black metalowej konkurencji. Dla mnie jest to jedna z silniejszych pozycji w tym gatunku w mijającym roku. Zdecydowanie polecam!
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz