czwartek, 19 grudnia 2019

Recenzja Nadsvest „Kolo Ognja I Żelaza”


Nadsvest
„Kolo Ognja I Żelaza”
Under the Sign of Garazel 2019

Jeśli w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych zapatrzeni byliście w okolice Bergen, a możliwe że biegaliście też po lesie z pomalowanymi pastą do butów i kremem Nivea mordami, to dziś mam coś dla was. Nadsvest to co prawda zespół niekoniecznie pochodzący z Półwyspu Skandynawskiego, jednak nad wyraz silnie nawiązujący do jego tradycji.  Nowozelandczyk kryjący się pod pseudonimem Krigeist połączył siły z serbskim wokalistą Gorgoroth i wspólnymi siłami zarejestrowali trwającą niecałe pół godziną EP-kę. Mimo iż nie jest to materiał wybitnie długi, stanowi prawdziwą pigułkę norweskiego black metalu z wspomnianego wcześniej okresu. W czterech umieszczonych na srebrnym dysku utworach duet przedstawił w zasadzie wszystkie najważniejsze argumenty, którymi wówczas dysponowała tamtejsza scena. Otrzymujemy tutaj zatem przede wszystkim tonę zimnych jak lód riffów w charakterystycznym, fiordowym stylu. Niektóre z nich zdają się być niemal żywcem wyjęte z wczesnych dokonań Emperor czy Enslaved, lecz są tak zgrabnie poukładane, że zamiast ziewania łezka zaczyna się w oku kręcić.  Mało kto potrafi dziś zagrać te znane wszem i wobec melodie z takim autentycznym feelingiem. Bardzo dużo tu nawiązań do surowego czarciego metalu, sporo wikińskich pasaży czy wręcz odwołań do melodii folkowych (zwłaszcza w zamykającym wydawnictwo „Snovidjenje”). Poszczególne utwory są stosunkowo zróżnicowane, co chwilę coś się dzieje, a wiadomo, że Natanek tylko na to czeka. Absolutnie nie ma tu pójścia na łatwiznę i oparcia wszystkiego na dwóch-trzech chwytach.  Również wokalnie jest na bogato. Poza tradycyjnym, bardzo chłodnym wrzaskiem, mamy tutaj wojownicze zaśpiewy kojarzące się jednoznacznie z wojownikami w rogatych hełmach, są też chórki. Atmosfera płyty podkreślana jest często przez płynące w tle, nienachlane acz wyraźnie słyszalne klawisze, co jeszcze mocniej podkreśla norweski charakter tworzonej przez Nadsvest muzyki.  I mimo iż nie jest to nic odkrywczego, słucha się „Kolo Ognja I Żelaza” z wielka przyjemnością. Każdy, kto tęskni za czasami, gdy na północy płonęły kościoły powinien łapać ten krążek bez zastanowienia. Podróż sentymentalna gwarantowana.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz