GRABUNHOLD
„Heldentod”
Iron Bonehead Productions 2021
Niemiecki Grabunhold to czterech jegomości, którzy pod sztandarami tego projektu postanowili połączyć swe dwie, wielkie pasje, a mianowicie, oddanie dla Black Metalu i zamiłowanie do twórczości Tolkiena. Taka kombinacja jest już dość dobrze znana, wiele bowiem hord łączyło na swoich płytach te składowe z lepszym lub gorszym skutkiem. W przypadku Niemców wyszło to całkiem poprawnie, tzn. dupy może ta płytka nie urywa, ale muza, która się tu znajduje, jest rzetelnym, solidnym kawałkiem czarciego grania, który fanów gatunku zadowoli bezproblemowo. „Heldentod” to bowiem materiał głęboko zakorzeniony w klasycznej, II fali gatunku z akcentami charakterystycznymi dla sceny made in Deutschland. Jest to zatem dosyć efektowna, żywiołowa mieszanina furii i surowych, agresywnych struktur z melodyjnym tłem, oparta na siarczystych, momentami punkowo bijących bębnach wspartych niezgorzej dudniącym basem, jadowitych, zimnych, chropowatych wiosłach i wściekłych, złowieszczych wokalach. Oczywiście jest tu także miejsce na klimatyczne zagrywki, kiedy ta piekielna machina znacznie zwolni i dopuści do głosu bardziej melancholijne, epickie akcenty budowane za pomocą akustycznych pasaży gitary, majestatycznych, miejscami wręcz heroicznych, czystych zaśpiewów, uroczystych deklamacji, tajemniczych szeptów, odrobiny parapetu, czy sampli z odgłosami burzy, płynącego strumienia, ptasich treli, odgłosów dzięcioła napierdalającego dziobem w pień drzewa i innych tego typu, budujących nastrój popierdółek. Dosyć ciekawie na tym albumie rzeźbią gitary. Raz szyją palącymi, piekielnymi, bezkompromisowymi, ponurymi riffami, innym razem jęczą smutnymi, uduchowionymi melodiami o narracyjnym charakterze i wirują w szaleńczych kaskadach mrocznego pochodu, co świadczy o sporych umiejętnościach muzyków, którzy na nich palcują. Gdzieś tam można wyłapać delikatne echa Satyricon z czasów „Dark Medieval Times”, czy pewne zagrania luźno przywodzące na myśl wczesne dokonania naszego Graveland. Brzmienie tego materiału jest stosunkowo surowe, przesiąknięte chłodem starożytnych lochów i zalatujące chwilami siarką, a jednocześnie produkcja jest na tyle wyraźna, aby przebijały przez nią wszystkie szczegóły tej opowieści. Przyjemnie słucha się tej płytki, miejscami potrafi ona niezgorzej hipnotyzować, jest to bowiem produkcja dobrze zbilansowana i zachowująca równowagę pomiędzy klasyczną, Black Metalową surowizną, a nieco średniowieczną atmosferą, charakterystyczną dla powieści fantasy. W moim przypadku nie ma jednak szans, aby te dźwięki na dłużej zagnieździły się pod mą potylicą, i to nie dlatego, że „Heroiczna Śmierć” to jakaś kupa. W swej klasie to z pewnością dobry krążek, zasługujący na uwagę maniaków. Mnie zawarte tu dźwięki nie potrafiły po prostu do siebie wystarczająco przekonać, dlatego też dla mnie to tylko solidne rzemiosło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz