niedziela, 18 lipca 2021

Recenzja HYMNR „Far Beyond Insanity”

 

HYMNR

Far Beyond Insanity”

Saturnal Records 2021


No, takie niespodzianki to ja kurwa lubię, kiedy to mniej znany, rzetelny, jednak niczym niewyróżniający się dotąd zespół wydaje płytę, która być może nie robi mi z dupy totalnej jesieni średniowiecza, niemniej wstrząsa mną dosyć mocno. W taki właśnie euforyczny nastrój wprowadziła mnie niespodziewanie pochodząca z bezkresu Rosji horda Hymnr swym debiutanckim albumem „Far Beyond Insanity”. Naprawdę nie spodziewałem się po nich tak dobrego materiału, a tymczasem to dosyć enigmatyczne trio stworzyło na tym albumie nielichy kawałek Black Metalu, który może się podobać nie tylko zatwardziałym fanom czarnej polewki. Materiał ten nie jest absolutnie żadną jutrzenką gatunku i stworzony jest ze znakomicie znanych już elementów. Głównym czynnikiem, który sprawia, że ta produkcja jest tak nośna, są gitary. Ich praca, to zdecydowanie gwóźdź programu, a momentami wypadają naprawdę imponująco. Nie znaczy to, że cokolwiek można zarzucić sekcji rytmicznej. Beczki są soczyste, zwarte i mocne, potrafią i dojebać konkretnie i wgnieść w glebę ciężkim, klimatycznym, transowym wręcz walcem, a gruby, chropowaty bas także potrafi solidnie wytarmosić. To wspomniane już tu jednak wiosła budują na tym albumie całe napięcie, jak i odpowiadają za zimną, mizantropijną, z lekka postmodernistyczną aurę emanującą z tego krążka. Surowe, jadowite riffy o ponurym wydźwięku, uwodzicielskie, a zarazem obłąkane i niebezpieczne, dysonansowe harmonie, niepokojące akordy i ciekawe partie solowe wirują wokół wyrazistego, mrocznego rdzenia melodycznego, co nasyca każdy, zawarty tu wałek uderzającym niepokojem i poczuciem zagrożenia. Nastrój ten potęgują dodatkowo sugestywne, głębokie, przepełnione ciemnością i szaleństwem wokalizy. W tej muzyce unosi się pewien rodzaj monumentalnej, strasznej wspaniałości i w miarę, jak przechodzi ona na tym albumie swe różnorodne frazy, permutacje i emocjonalne zakręty staje się coraz bardziej uwodzicielska, uzależniająca i zapadająca w pamięć. Gdybym miał porównać do czegoś te dźwięki, to można wyczuć tu pewne odniesienia do Dissection i wczesnych produkcji Borknagar z delikatnym dotknięciem siarczystego pierdnięcia znanego bardzo dobrze choćby z płyt Marduk. Brzmienie surowe, zimne i chropowate, ale zarazem przestrzenne i dosyć selektywne, więc nie trzeba domyślać się, co rzeźbią poszczególne instrumenty. Imponujący album, który powinni sprawdzić nie tylko fani Black Metalu, bo naprawdę warto. Przynajmniej tak mi się wydaje.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz