sobota, 31 lipca 2021

Recenzja TRISTWOOD „Dystopia Et Disturbia”

 

TRISTWOOD

Dystopia Et Disturbia” (Re-Issue)

Visionaire 2021


Austriacki Tristwood mieliście już okazję poznać przy okazji recenzowanej przez mnie, zeszłorocznej, piątej, pełnej płyty zespołu. Tegoroczne wydawnictwo grupy to wznowienie na srebrnym krążku ich trzeciego albumu, nagranego w 2010 roku, który do tej pory egzystował jedynie w formie digital. Spieszę zatem donieść Wam, moi drodzy parafianie, iż każdy, komu podobał się „Blackcrowned Majesty”, powinien czym prędzej zaopatrzyć się w „Dystopia…”, gdyż to wykurw nie mniej soczysty i siarczysty, niż rzeczona tu przed chwilą „Blackcrowned…”. Podobnie bowiem, jak na tamtej płycie, także i tu obcujemy z bezlitosnym, industrialnie zorientowanym Black/Death Metalem wymieszanym z równie natarczywą, atakującą zmysły elektroniką. Napierdol to okrutny, a odhumanizowany, odrealniony, przepełniony oddechem maszyn feeling, jaki malują te popaprane dźwięki, jebie po łbie okrutnie, ale zarazem hipnotyzuje i uzależnia. Barbarzyńsko nakurwiające, pulsujące złowrogo bębny, stanowiące serce i jednocześnie cały krwiobieg tego albumu, mimo że dosyć różnorodne i kręcące niekiedy solidnie niemal ucieleśniają precyzje, jednolitość, spójność i wytrwałość cyfrowo sterowanej linii produkcyjnej. Wydatnie wspomaga je chropowaty, szorstki, doskonale zsynchronizowany, rozrywający bas napierdalający wytrwale i namiętnie. Mięsiste wiosła, wykorzystujące zarówno riffy charakterystyczne dla Death, jak i Black Metalu mocno trzymają się ścieżek, wyznaczonych przez mechaniczny, zindustrializowany system rytmiczny, tworząc gęstą, w chuj brutalną, przypominającą zaporę, poniewierającą ścianę dźwięków przeplataną raz na jakiś czas chorymi dysonansami i technicznymi, świdrującymi system nerwowy słuchacza wariacjami. Wokale, to ekstremalna zawiesina złożona z najbrutalniejszych i zarazem najbardziej popierdolonych form Black/Death Metalowej ekspresji, nie brak tu zatem gardłowych growli, ryjących w cuchnącym mule prosiaków, czy mizantropijnych, pojebanych, depresyjno-maniakalnych wrzasków. Wszystkich, którzy oczekują tu jakichś porównań do innych zespołów, odsyłam do recenzji „Blackcrowned Majesty”, gdyż szkoda czasu na wypisywanie tych samych nazw, choć po wnikliwym wysłuchaniu „Dystopia Et Disturbia” powiedziałbym, że słychać tu jeszcze pewne wpływy Red Harvest, Diabolicum, Blacklodge, czy naszego Iperyt. Chuj zresztą z porównaniami, gdyż zapewne każdy coś jeszcze doda w tej materii. Najważniejsze jest to, że ta płytka to pokaz cudownej, nieskrępowanej gatunkowymi barierami, wyśmienitej, niszczącej w pizdu rozpierduchy. Nagrana w 2010 roku „Dystopia…” cały czas miażdży swym okrucieństwem i bezkompromisową naturą deklasując swą brawurą i wyobraźnią wiele współczesnych wydawnictw z ekstremalną, bezlitosną muzą. Doskonała płytka, czekam na kolejną, niszczącą produkcję z obozu Tristwood.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz